Wczorajsza katastrofa w Etiopii - w połączeniu z poprzednią, w Indonezji - może bardzo wiele kosztować amerykański koncern Boeing. Część pasażerów obawia się podróżować najnowszym modelem Boeinga. Tymczasem sprzedaż 737 Max ma stanowić w nadchodzących latach znaczącą część zysków koncernu z Chicago.

Nic dziwnego, że rynkowa wartość firmy w ciągu godzin skurczyła się o kilkanaście miliardów dolarów. Po otwarciu notowań na giełdzie w Nowym Jorku cena akcji spadała o 13 procent procent, czyli najwięcej od dnia zamachów na World Trade Center. 

W ciągu kolejnych godzin akcje producenta samolotów, rakiet i pocisków odzyskują część wartości, ale to wciąż głęboki spadek. W przypadku przemysłowych gigantów takie giełdowe pikowanie to rzadkość, a Boeing to prawdziwy gigant: największa na świecie firma branży aerospace, piąty największy koncern zbrojeniowy i największy ze wszystkich amerykańskich eksporterów. 

W dwóch ostatnich wielkich katastrofach lotniczych na świecie, wczorajszej i październikowej w Indonezji, zginęło łącznie prawie 350 osób. W obu przypadkach rozbił się Boeing 737 Max. To model nazywany przez jednego z głównych nabywców "Gamechanger", czyli "Przełomowy", głównie dlatego, że pali mniej paliwa niż konkurencja. 

Nic dziwnego, że po Maxa ustawiła się kolejka. Według stanu na początek roku, czyli niespełna dwa lata po dostarczeniu pierwszych egzemplarzy, zamówionych było już ponad pięć tysięcy maszyn. Wśród nabywców są: największy w Polsce przewoźnik, irlandzkie tanie linie Ryanair, które kupują ponad sto takich maszyn. Kilkanaście kupują też LOT i czarterowe Enter Air.  

Jak ocenia dziennik Wall Street Journal, 737 Max stanowią dwie trzecie czekających na realizację zamówień i jakieś 40 proc. przewidywanych zysków Boeinga w nadchodzących latach. Na razie do klientów trafiło niespełna 400 maszyn, w tym sto do Chin, gdzie po katastrofie w Etiopii mają od dziś zakaz latania. Podobne decyzje podjęły linie Ethiopian oraz Cayman. 

Boeing uspokaja, że nie ma podstaw do przypuszczeń, że maszyny mają usterkę. Co więcej, zdaniem niektórych ekspertów wiele wskazuje na to, że w tych nowych samolotach, piloci mogli sobie nie poradzić z wprowadzonym przez Boeinga automatycznym systemem zapobiegania tzw. przeciągnięciu. Jednak wielu pasażerów nabrało obaw, o czym świadczą wpisy na mediach społecznościowych. Nawet poważne gazety radzą pasażerom na całym świecie jak teraz sprawdzić czy ich następny lot nie odbywa się aby nowym Maxem Boeinga. 

Liczba zamówień 737 Max wskazuje, że ten model samolotu rzeczywiście stanowi bardzo atrakcyjną ofertę. Dla amerykańskiego koncernu, ewentualny spadek liczby zamówień na 737 Max może zatem oznaczać w dłuższej perspektywie poważne uszczuplenie zysków. 

Jeden taki samolot kosztuje od ok. 100 mln dolarów (za wersję 7) do 140 mln dolarów (za wersję 10). Zamówione ponad 5 tysięcy maszyn to zatem ponad pół biliona dolarów, a więc tyle tyle co roczny PKB Polski.