Kto spodziewa się po tej książce perwersji, pornografii i ekshibicjonizmu, ten zniesmaczony i zawiedziony odłoży ją po kilkudziesięciu stronach. „Wszystko jak chcesz” to pozycja paradoksalna. Nie jest książką biograficzną, choć stawia więcej ciekawych pytań niż niektóre biografie. Nie jest książką plotkarską, przykładem historycznoliterackiego magla, choć gdyby jej bohaterowie żyli w dzisiejszych czasach, pewnie trafiliby na Pudelka, Kozaczka i inne portale tego typu. Nie jest w końcu pozycją hermetyczną, dostępną i ciekawą tylko dla specjalistów, choć na pierwszy rzut oka może sprawiać takie wrażenie.

"Wszystko jak chcesz" to nigdy wcześniej niepublikowane i pięknie wydane przez maleńką oficynę Wilk & Król listy Jarosława Iwaszkiewicza do  Jerzego Błeszyńskiego - jego przyjaciela, kochanka i powiernika. Różniło ich wiele - wiek, wykształcenie, podejście do życia i ludzi... To nie przeszkodziło im w nawiązaniu bardzo bliskiej relacji. Trudno zamknąć ją w kilku okrągłych słowach, jednoznacznie sklasyfikować - tym bardziej jest zresztą interesująca.


W czytaniu prywatnych listów innych osób - nawet tych znanych i ważnych - jest coś niesamowicie niezręcznego. Wiedzą to wszyscy, którzy mają za sobą lekturę choćby "Listów na wyczerpanym papierze" - miłosnej korespondencji między Jeremim Przyborą a Agnieszką Osiecką. Tutaj sytuacja jest jeszcze trudniejsza - obcujemy tylko z listami Iwaszkiewicza. To na podstawie jego reakcji i komentarzy oraz fragmentów kilku cytowanych wierszy wyrabiamy sobie wizję Jerzego. Na ile ona jest zbieżna z prawdą? Trudno powiedzieć i w sumie nie jest to najważniejsze. Trudno stwierdzić, gdzie kończy się opowieść o prawdziwym Jerzym, a gdzie zaczyna się Jerzy, którego Iwaszkiewicz tworzy sobie na swój obraz i podobieństwo, któremu i w którego chce wierzyć - często na przekór faktom.

"Muszą przecie gdzieś być piękne kraje, piękne kobiety i szczęśliwi ludzie. Tutaj ich nie widać" - pisze Iwaszkiewicz w jednym z listów. "Kochanie, nie mam Cię, bo innego człowieka nie można mieć. Ma on swoje własne życie, swoje gusta, swój sposób bycia, swoje myśli - nieprzeniknione - i swoje małe kłamstewka i swoje wielkie marzenia" - zauważa w innym. Jego korespondencja z Błeszyńskim jest poruszającym studium samotności, zwątpienia i zagubienia. Ten wątek wydaje się nawet momentami ciekawszy od spraw uczuciowych.


"Czy trzeba być szlachetnym i nieszczęśliwym? Czy też szlachetnym... i nieszczęśliwym. Bo szczęśliwym w moim wypadku być nie można" - stwierdza gorzko autor "Tataraku", inspirowanego zresztą relacją z Jerzym. Nie jest oderwanym od rzeczywistości artystą przewrażliwionym na swoim punkcie. Jego dylematy i wątpliwości są bardzo ludzkie i życiowe, choć często opisane kunsztownym literackim językiem.

Iwaszkiewicz wprost zasypuje swojego ukochanego listami. Szeroko opisuje swoje codzienne sprawy, podróże, perypetie związane z działalnością publiczną i literacką... Pisze, choć - jak sam wielokrotnie zauważa - nie wie, czy sprawy, które porusza, są dla Jerzego ważne i interesujące. Pisze i wątpi w sens pisania, walczy z własnymi emocjami, których często kompletnie nie rozumie i nad którymi zdaje się nie panować. Niektóre listy wydają się być dla niego nie tyle narzędziem dialogu, ale przede wszystkim formą spojrzenia w głąb siebie. W pewnym momencie Jerzy umiera, a Iwaszkiewicz dalej pisze do niego listy...

Są książki, które nie dają czytelnikowi nic poza poczuciem straconego czasu. Są takie, które trafiają do nas na poziomie intelektu, ale nie budzą większych emocji. Po lekturze "Wszystko jak chcesz" ma się ochotę wrócić do Iwaszkiewicza i odkryć go na nowo - jako pisarza i jako człowieka. Chciałoby się też chwycić za pióro i pisać - szczerze, czule, intymnie... Nie w porywie nieposkromionej grafomanii, ale z myślą o tych, którzy są nam najbliżsi - nawet, jeżeli jest to bliskość trudna. Bo co zostanie po miłościach epoki internetu?