„Nie chce mi się o tym pisać, ale nie da się nie pisać, chociaż mi powinno zwisać tak, jak wszystkim w koło zwisa” – śpiewał kiedyś Jacek Kaczmarski. Wstyd przyznać, ale właśnie taki nastrój mnie ogarnia, kiedy patrzę na urobek naszej blogosfery z ostatnich dni. Kolejny raz wyszło na to, że nikt nas nie musi napadać, ani nawet mieszać z błotem, bo doskonale radzimy sobie z tym sami.

Początek tygodnia wyglądał nawet optymistycznie. Po informacji, że kolejne Światowe Dni Młodzieży odbędą się w Polsce, w sieci - niezależnie od ideologicznych barier - czuć było jakieś pozytywne poruszenie. To jest dopiero wydarzenie! Niech się Euro 2012 skryje - stwierdził komentator "Gościa Niedzielnego" Franciszek Kucharczak. Gdzie Papież, tam Stolica - pisał na Twitterze ksiądz Piotr Śliwiński odpowiadając na sugestie, że kultowa piosenka "Nie przenoście nam Stolicy do Krakowa" może doczekać się nowej odsłony na temat Stolicy Apostolskiej. Nasz Kościół potrzebuje wskrzeszenia, by był Franciszka, a nie Terlika (Tomasza Terlikowskiego - przyp. red.) - dorzucił Krytyk Społeczny. Ten gość w mojej ocenie przebił wszystkich Papieży, to Papież na te czasy, a niestety nasz Kościół to siedzi z wiek wstecz... - dodał już w nieco mniej optymistycznym tonie.

Za trzy lata przyjadą do nas setki tysięcy, a może nawet miliony młodych ludzi. Czy zasłużymy na zainteresowanie tych młodych, ich życzliwość? - zastanawiał się bloger piszący pod pseudonimem Karlin. Czy w 2016 r. powita ich tylko "Polska Euro 2012", czy może chociaż krzątający się po niej i próbujący podnieść co się da z ruin desperaci, którzy przyjaznym okiem spojrzą na tłumy rozmodlonej młodzieży? - pytał. Wątpliwości zupełnie innej natury zgłosił komentując całą sprawę europoseł Marek Siwiec. Każdy ma swoją wizję imprezy i podziału zysków. Tych duchowych i finansowych też - przekonywał na blogu, podkreślając jednocześnie, że królewski Kraków to nie miasto ideał i paru rzeczy mu brakuje - od porządnych szaletów miejskich poczynając, a na pieniądzach kończąc.

Co innego jednak zgłaszać wątpliwości, a co innego - sprowadzać całą dyskusje do poziomu rynsztoka. Jarosław Milewczyk, jeden z aktywistów Ruchu Palikota bez zażenowania i zbędnych eufemizmów stwierdził, że w 2016 roku stolicę Małopolski zaleją ekskrementy młodych pielgrzymów, a tak w ogóle pieniądze na organizację spotkania będą pochodzić z przestępstwa - konkretniej rzecz biorąc, z wyłudzenia... Nie wiadomo, czy zgłosił sprawę do prokuratury - pewnie zostawił to sobie na później. W całej sprawie najciekawsze jest to, że w obronie ŚDM wystąpił nikt inny, ale były minister Waldemar Kuczyński - twitterowcom znany raczej jako Dziadek Waldemar, człowiek o jednoznacznych i dość ostro artykułowanych poglądach. W Polsce żyją ludzie o różnych wartościach. Po co ten bluzg? - pytał. No właśnie, po co? Pytanie jest doskonałe, ale jakoś nikt nie zechciał na nie odpowiedzieć.

Mijały godziny, a nawet dni, a sytuacja rozwijała się tak przewidywalnie, jak fabuła niskobudżetowej produkcji tylko dla dorosłych. #Skromność #braterstwo #solidarność. Papież Franciszek zmienia oblicze kościoła - rzucali jedni. Bogata Polska se może pozwolić - odpowiadali Ci, dla których decyzja następcy Benedykta ma charakter prawie przestępczy. I tak jedni sobie, drudzy sobie... Sprawa tego, co ewentualnie Franciszek ma lub może mieć do powiedzenia, o co walczy i o co mu w ogóle chodzi nikogo specjalnie nie interesowała. Wszyscy obudzili się dopiero, gdy zaczęło się coś o gejach. Wtedy się dopiero porobiło! Prawdziwy festiwal (nad)interpretacji, telefon głuchy, a nawet ślepy i kulawy... Papież wspiera księży gejów - oznajmiły media. A dowodem mają być wyrwane z kontekstu wypowiedzi Franciszka z pokładu samolotu - oceniał jednoznacznie Tomasz Terlikowski. Niby tylko ostrożne, nic niezmieniające słowa o gejach, ale jednak JP2 i B16 nigdy by przez gardło nie przeszły. Szacun dla papy Franka - oznajmił na Twitterze Pop Polityk. Generalnie wyszło na to, że każdy usłyszał to, co chciał usłyszeć. Oczywiście nie obyło się też bez tradycyjnej wymiany uprzejmości pomiędzy obydwoma stronami. Drodzy twitterowcy zadziwieni słowami Franciszka. Śpieszę donieść, że Wasze zdumienie słowami papieża o gejach...Świadczy tylko fatalnie o Was - napisał Dawid Wildstein.

Dyskusja o wyższości Franciszka nad Hoserem, Michalikiem etc. trwałaby jeszcze pewnie długo i namiętnie, gdyby na horyzoncie nie pojawiła się okazja do zmiany tematu. Zaczęło się od Ba... Nie, tym razem nie od Bacha, ale od Bartoszewskiego. Ten starszy pan, przez niektórych - ale nie wszystkich - nazywany profesorem zagroził, że nie weźmie udziału w obchodach Powstania Warszawskiego, bo zawłaszczył je buczący motłoch. Raczej nie zaskakuje fakt, że ujęcie sprawy w ten sposób wywołało w blogosferze burzliwą dyskusję. "Motłoch, tak nazywam tych ludzi" - o warszawiakach zniesmaczonych obłudą PO - jemu wolno, tak? - pytał na Twitterze poseł Stanisław Pięta, znany głównie z tego, że kiedyś marzył o wykorzystaniu pepeszy pod Pałacem Prezydenckim. Byłego szefa MSZ wziął w obronę specjalista od obronności - generał Stanisław Koziej z Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Gdzież to Szanowny Pan spędził PW, że tak Pana denerwuje denerwowanie się Pana Bartoszewskiego? - pytał blogera Rybitzky’ego. Idzie najzwyczajniej o krztę szacunku dla starszego pana, który przeżył dużo więcej od nas obu i to "więcej" moglibyśmy uszanować - przekonywał. Jakoś nie trafiły do niego tłumaczenia, że mówienie o bydle i motłochu ma samo w sobie mało koncyliacyjny charakter. Nie zmienią tego nawet próby obrócenia całej sprawy w żart, które pojawiły się wśród internautów. Dramat Władysława Bartoszewskiego. Ma zapalenie ucha, może nie dosłyszeć gwizdów - donosił ASZDziennik. Bartoszewski: Mam dość tego motłochu na Powązkach. Jadę na Woodstock - sugerował ktoś inny.

Podobną karierę do słów Bartoszewskiego zrobił w sieci tekst pod wymownym tytułem: Też masz dość Powstania Warszawskiego? Cała Polska nie musi przeżywać rocznicy tak, jak Warszawa. Jego autor, Jakub Noch, piszący dla portalu znanego z ukrytej miłości do pewnego gatunku parówek, postanowił zabrać głos w imieniu wszystkich, którzy czują się przytłoczeniu, uciemiężeni i zmuszeni do czytania, mówienia czy nie daj Boże myślenia o Powstaniu. Mówił o przekłamaniach, mitach, tańcu na mogiłach i innych strasznych rzeczach, którymi katowane są osoby mówiące o sobie "my - zmęczeni historią". Co na to internauci? Apeluję do redakcji, by nie grać na emocjach ludzi dla klikalności - napisał nasz redakcyjny kolega Roman Osica. To chyba najtrafniejszy i jednocześnie nadający się do cytowania komentarz do całej sprawy.

Oburzenie oburzeniem, zażenowanie zażenowaniem, ale samozwańczy wyzwoliciele sieci spod dyktatury historii i tak wiedzą swoje. Dlatego na blogu antropologa Marcela Kwaśniaka można było przeczytać, że dzieckiem Powstania Warszawskiego jest... Brunon K., "wykwit chorobowy idealizacji przemocy". Coraz bardziej także przesuwana jest granica dopuszczalności agresji czy zwykłego chamstwa, legitymizowanego patriotycznymi hasłami. Politycy starają się wykonać jak najwięcej ukłonów w stronę środowisk kibiców, różnego autoramentu radykalnych grup. Czy to początek procesu, który doprowadzi do rozruchów, zamieszek, rewolucji czy nawet wojny? - straszył swoich czytelników autor. Aż trudno uwierzyć, że nie wspomniał o krążącym po kraju widmie faszyzmu i o tym, że gdy PiS dojdzie do władzy, Antoni Macierewicz w skórzanym płaszczu będzie urzędował w Alei Szucha.

Można być radykalnym krytykiem decyzji o wywołaniu Powstania Warszawskiego, jak i jego zagorzałym obrońcą. Mam nadzieję, że ten spór, w którym zajmuję stanowisko bliższe stronie krytycznej, szybko się nie zakończy. Bo tak naprawdę ważna jest pamięć o tym narodowym dramacie, a nie jego niemożliwe przecież rozstrzygnięcie  - ogłosił na blogu politolog i historyk Antoni Dudek. Co do sporu chyba miał rację - nic nie wskazuje na to, żeby miał się skończyć. Kto by odpuścił taką okazję... Ale też nie oszukujmy się - o pamięć chodzi nielicznym. Inni chcą sobie albo powyć, albo ponarzekać na innych, że wyją, albo ewentualnie powyć na tych, którzy narzekają, że tamci wyją...