Mijający tydzień w blogosferze z pewnością przypadł do gustu wszystkim fashionistkom i innym szafiarkom. Jeszcze nigdy tak wielu nie dyskutowało o tym, czy i dlaczego łożyć pieniądze na ubrania dla tak niewielu. Nowego znaczenia nabrało też motto znane z bloga słynnej internetowej modystki: Make life easier. W wolnym tłumaczeniu, lansowanym przede wszystkim przez tatusia autorki: By żyło się lepiej wszystkim.

Niezależnie od tego, jak dużo czasu spędzamy w sieci, każdy z nas poświęca dużą część swoich życiowych wysiłków utrzymaniu. Nie tylko siebie, ale także całej masy "ktosiów" i "cosiów". Mogą to być dzieci, rodzice, koty czy inne chomiki, ale też dobre relacje i ciepłe stosunki. Na blogu czy Twitterze nie łatwo utrzymać poziom - to prawie tak trudne jak utrzymanie pionu w piątkowy wieczór... Generalnie, sporo tego i taki stan rzeczy raczej się utrzyma.

W mijającym tygodniu każdy z nas dowiedział się, że - niezależnie od wszystkich powyższych rzeczy - utrzymuje jeszcze wysoki poziom i najwyższą jakość garderoby posłanek i posłów PO. Nie wszyscy przyjęli to ze stoickim spokojem. Chciałbym wiedzieć, i pewnie nie tylko ja, kto chodzi w garniturach za pieniądze podatników? - pisał na blogu Marek Siwiec i aby nie zostać posądzonym o seksizm szybko dodał, że sukienki z budżetowej kasy również budzą jego ciekawość. Europoseł zaproponował też przemawiającą do wyobraźni symulację kosztów akcji: Obywatelu! Ubierz swoją Platformę. W Polsce bez większego trudu można kupić przyzwoity garnitur za tysiąc złotych, ale pewnie kupowano lepsze. Zróbmy więc małą symulację. Załóżmy, że politycy Platformy (za ćwierć miliona złotych - przyp. red.) kupili kilka sztuk po 10 tysięcy, trochę więcej po 5, a resztę po uważaniu. Jak by nie liczyć, wychodzi koło setki garniturów - wyliczył. I aż człowieka roznosi, by zapytać: "Kto to wszystko nosi? Gdzie i na kogo patrzeć, by sycić oczy widokiem markowych strojów, których jesteśmy sponsorami, a więc w pewnym sensie także współwłaścicielami?"

"Najlepiej nikogo nie szukać. Jeśli gdzieś już zaglądać, to najlepiej w głąb własnej, zakompleksionej i pełnej uprzedzeń duszy" - odpowiedzieliby na zadane wyżej pytanie ci, którzy jeszcze nie tak dawno oburzali się kupowaniem ekskluzywnej garderoby dla innego reprezentanta narodu. Tomek mu było na imię i działał w środowisku, gdzie szpanowanie drogimi ubraniami nie tak znowu trudno wytłumaczyć. Ale widać, co wolno premierowi, to nie agentowi...

Popieram Lisa - premier co najmniej powinien mieć 50 tys. na rękę miesięcznie - pisał na Twitterze - popierając Lisa, bo to brzmi dumnie - Krytyk Społeczny. Osoba odpowiedzialna za państwo powinna zarabiać co najmniej tyle, ile dyrektor dużej firmy - dodał, poproszony o doprecyzowanie i wyjaśnienie, dlaczego 50, a nie na przykład 100 czy 150 tysięcy. Paweł Kowal z PJN nie rzucał kwotami, ale zaproponował systemowe rozwiązanie całej sprawy: Mniej posłów, mniej senatorów, lepsze środki na biura, wyższa pensja, garnitury za swoje, Polska na tym zyska i budżet - zaproponował na Twitterze.

Po oburzeniu i propozycjach zmian przyszedł też czas na lawinę pytań - może nie zawsze fundamentalnych, ale bez wątpienia znaczących i dających do myślenia, jak zobaczone w jednym serwisie informacyjnym kontuzjowane nogi prezydenta i premiera. Zastanawiam się, czy blog Kasi Tusk nie jest też finansowany przez partię, jako "element wizerunku premiera". Mieliby się szczypać?- rzuciła prowokacyjnie na Twitterze Kataryna. Co właściwie poseł musi finansować sam z życiowych spraw? - dodała. Okazało się, że nie jest to specjalnie proste pytanie, bo dziwnym trafem odpowiedzi się nie posypały. Twitterowe konta polityków też były w tym tygodniu jakoś dziwnie milczące. Na szczęście wśród reprezentantów narodu są i tacy, którzy nie boją się stanąć z otwartą przyłbicą nawet w takiej sytuacji. Stringi kupowałem za swoje - zadeklarował chwacko europoseł Marek Migalski, odnosząc się do jego najsłynniejszych, a co więcej, uwiecznionych w tabloidzie zakupów. Dziękuje Bogu, że pozwolił mi rozpocząć karierę polityczna od PE. Dzięki temu stać mnie na zegarki i garnitury - zapewnił. Innych korzyści z obrania takiej ścieżki kariery jakoś nie wymienił. Ciekawe, czy tylko ze względu na limit 160 znaków w jednym tweecie.

Gdzie jest generał, czyli wesołe życie staruszka

Gdy Donald Tusk i jego przyboczni kłuli w oczy garniturami najlepszych marek, pojawił się ktoś, kto odwrócił od nich uwagę i skupił oczy wszystkich na sobie. Nie zrobił tego strojem, bo niepozorne kąpielówki trudno porównać z marynarką za kilka tysięcy. Chociaż, kiedy nosi je generał Czesław Kiszczak, robią w sieci podobny, jeśli nawet nie większy ferment.

"Pan Kiszczak był chory/ i leżał w łóżeczku/i bardzo się martwił/wraz ze swą żoneczką" - pisał na blogu, parafrazując klasyka poezji dla dzieci, dr Jerzy Bukowski, rzecznik Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie. Do tej twórczej aktywności, podobnie zresztą, jak wielu internautów, popchnęło go telewizyjne wystąpienie generała Kiszczaka. Oprócz wspomnianych już wcześniej kąpielówek były PRL-owski dygnitarz zaprezentował na ekranie siebie, jako sędziwego, zmęczonego życiem mężczyznę, zasłużonego dla Polski i w jakimś sensie niesłusznie zapomnianego. Trzeba być pozbawionym wszelkich uczuć człowiekiem, żeby po oglądnięciu tego programu nie pochylić się ze współczuciem nad tragedią generała, który całe życie wiernie służył słusznej sprawie, a teraz bezdusznie sadza się go na ławie oskarżonych - ironicznie podsumował na blogu Bukowski. Chwała mu za to! Wielu internautów nie oceniało tej sprawy w tak parlamentarny sposób, zwłaszcza w kontekście absurdalnych problemów z wymiarem sprawiedliwości niepełnosprawnego intelektualnie 25-latka. Można powiedzieć, że Kiszczak na mazurskim tarasie trafiał do ludzi sieci jeszcze gorzej niż Rokita na tarasie włoskim.

Dobrą puentą do wpisu o mocnym zabarwieniu modowym byłby błyskotliwy cytat z bloga jakiejś rozchwytywanej fashionistki. Mógłby brzmieć np. tak: "W życiu, a w polityce to już przede wszystkim, nie chodzi o to, co się nosi, ale o to, co się wnosi". Ale niestety, fakty w przeciwieństwie do szafiarek i polityków są nagie. Wynika z nich jasno i bezdyskusyjnie, że te pierwsze są zbyt praktyczne, by formułować takie idealistyczne wizje, a ci drudzy zbyt cyniczni, by się do nich stosować.