Minister Marek Gróbarczyk niepotrzebnie bagatelizuje sprawę listu Komisji Europejskiej dotyczącego przekopu Mierzei Wiślanej.

Minister Marek Gróbarczyk niepotrzebnie bagatelizuje sprawę listu Komisji Europejskiej dotyczącego przekopu Mierzei Wiślanej.
Marek Gróbarczyk /Jerzy Muszyński /PAP

To mail jednego urzędnika do drugiego, pytań nie jest za dużo, dotyczą m.in. dwóch par łabędzia głuchego  - mówił minister Gospodarki Morskiej Marek Gróbarczyk podczas konferencji prasowej. Wyraźnie próbował zbagatelizować sprawę listu - zupełnie niepotrzebnie. Komisja Europejska celowo chce utrzymać sprawę na szczeblu "technicznym". Zdaje sobie sprawę, że temat ten i tak jest rozgrywany politycznie w Polsce, nie chce więc dolewać oliwy do ognia.  Nie chce również rozmawiać o sytuacji geopolitycznej w związku z Mierzeją (zagrożenie ze strony Rosji od czasu inwazji na Krym to argumentacja z listu ministerstwa gospodarki morskiej z 14 stycznia), ale właśnie o konkretach, takich jak chronione gatunki ptaków na obszarach Natura 2000.

Utrzymanie sprawy przekopu Mierzei Wiślanej  na poziomie technicznym/eksperckim leży w interesie Polski. Pokazuje to historia sprawy Puszczy Białowieskiej. Zanim minister Szyszko zaczął tupać i grozić, sprawa nie wyglądała tak źle.

Wszystkie kraje walczą z kornikiem wycinając drzewa - mówił mi na początku afery z Puszczą jeden z rozmówców w UE.  Potem wszystko poszło na zasadzie "akcja - reakcje", a finałem była całkowita porażka polskich władz. 


Prawda jest taka, że  w liście KE chodzi o pilne spotkanie na szczeblu eksperckim w związku z rozpoczętymi przez polskie władze pracami i wycinką drzew. KE już w grudniu wzywała do wstrzymania wszelkich prac do czasu wyjaśnienia wątpliwości. Według Brukseli nie jest przekonujące uzasadnienie samej inwestycji. KE nie jest także przekonana, że zostały spełniona warunki, by do przekopu zastosować wyjątek, który zwalniałby Polskę od konieczności wystąpienia do niej o opinię środowiskową. 

Jeżeli KE uzna, że Polska złamała unijne prawo to sprawa Mierzei także może trafić do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Dlatego nie warto bagatelizować uwag KE, nawet o łabędziach głuchych (zwanych także niemymi).