Polska odpuszcza w sprawie stanowisk w tworzonym właśnie europejskim korpusie dyplomatycznym. Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski ogłosił w Brukseli, że nie będzie już zabiegać o kwoty narodowe ani nawet o zachowanie równowagi geograficznej podczas tworzenia europejskiej dyplomacji. Dotychczasowe swoje postulaty uznał - za nierealne.

Brak gwarancji na pulę stanowisk dla Polaków lub kryterium geograficzne oznacza, że w unijnej polityce zagranicznej zostaniemy zmarginalizowani. Nowa europejska dyplomacja będzie tworzona w większości przez dyplomatów starych państw członkowskich Unii. Już teraz Polaków jest proporcjonalnie mniej zarówno w Komisji Europejskiej jak i w Radzie Unii. A to właśnie z tych instytucji obok - narodowych MSZ-etów - mają rekrutować się europejscy dyplomaci. Zdominowanie unijnego korpusu dyplomatycznego przez stare kraje oznacza , że ich interesy będą lepiej reprezentowane poza granicami Unii.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego już teraz Sikorski musiał się poddać. Nikt go jeszcze nie przypierał do muru. Oczywiście był opór, ale im dłużej się walczy, tym więcej można wytargować. Są jeszcze tacy, którzy nie wyrzekli się tych postulatów. Wspomnę tylko Jacka Saryusz-Wolskiego. Jak słyszałam - z wieczornego spotkania eurodeputowanych Platformy z Sikorskim, Saryusz-Wolski wyszedł czerwony ze złości. Brak wsparcia Warszawy osłabia jego starania na forum europarlamentu.