Przyczyną katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem mogła być próba lądowania na autopilocie - uważa pilot-oblatywacz Aleksandr Akiemienkow, którego opinię przytacza rosyjski dziennik "Izwiestija". Rozmówca gazety podkreślił, że instrukcja eksploatacji Tu-154M zabrania lądowania na autopilocie.

Wchodząc na ścieżkę zniżania samolot był wyważony, tj. jego przyrządy były ustawione tak, aby przy występujących strumieniach powietrznych zniżał się z określoną prędkością wertykalną. W danym wypadku - 3,5 metra na sekundę - powiedział.

Wszelako w odległości nieco ponad 1 kilometra od progu pasa znajduje się jar. Temperatura w nim była niższa. To z niego napływała mgła. Nad jarem nie było strumieni wznoszących. Samolot uległ rozbalansowaniu i "wpadł" w dziurę powietrzną, która utworzyła się nad samą ziemią - oświadczył rosyjski pilot.

Prędkość wertykalna wzrosła dwukrotnie - do 7 metrów na sekundę, a nawet więcej. Kapitan, nawiasem mówiąc, zauważył to i szarpnął za ster, próbując wyprowadzić maszynę. Jednak na wysokości 30 metrów było to już praktycznie niemożliwe - oznajmił.

Akimienkow zauważył, że jeśli lądowaliby w reżimie ręcznym, to na pewno zdołaliby utrzymać samolot. (…) Moim zdaniem, właśnie na tym polegał błąd - dodał.