Nie wybieram się nigdzie, będę zajmował się polskimi sprawami - zadeklarował we wtorek lider PO Donald Tusk, pytany, czy zamierza w Brukseli zastąpić obecną szefową KE. Dodał, że za kilka tygodni oficjalnie Ursula von der Leyen dostanie wsparcie także od jego politycznej formacji na kolejną kadencję.

Podczas wtorkowej konferencji prasowej Tusk został zapytany, czy jest prawdą, że jest umówiony ze swoimi ministrami tylko na rok, a potem będzie chciał zastąpić w Brukseli szefową Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen.

Jedną z niewielu sensownych akcji czy decyzji premiera Mateusza Morawieckiego w Europie było poparcie cztery i pół roku temu Ursuli von der Leyen na przewodniczącą KE - oznajmił szef Platformy Obywatelskiej. 

Rząd polski, podobnie jak rząd węgierski bardzo się zaangażował w promowanie tej kandydatury, a akurat ja jako szef Rady Europejskiej, kończący swoją kadencję, byłem sceptyczny. Akurat Ursula von der Leyen nie była moją kandydatką, tylko pana Morawieckiego i pana (Viktora) Orbana, między innymi. Ten obraz w Europie nie jest taki prosty jakby chciała Telewizja Publiczna czasami przedstawić, włącznie z wątkami niemieckimi - kontynuował Tusk swoją wypowiedź po pytaniu postawionym przez dziennikarza TVP.

Można by dużo opowiadać o polityce niemieckiej tego rządu, ale ponieważ ja nie mam obsesji na temat żadnego z partnerów europejskich, więc nie będę państwa (zanudzał tym - przyp. red.) - a brzmiałyby sensacyjnie te informacje - co robił czasami Mateusz Morawiecki, by przypodobać się większym graczom w UE - dowodził Tusk. Ale (Morawiecki) odchodzi, dajmy mu święty spokój - zauważył lider KO.

Po tych stwierdzeniach Donald Tusk zapewnił: "Nie wybieram się nigdzie. Czytałem te spekulacje, wiem kto je spinuje, znam waszą propagandę, wasze oszczerstwa, które pod moim adresem rozpowszechniacie od wielu lat, o ucieczce, o tym, że interesuje mnie tylko pozycja w Brukseli. Przecież to wszystko przechodziliśmy".