Im mniej wiemy na temat ważnych spraw, na przykład dotyczących gospodarki, tym bardziej staramy się... unikać informacji, które ich dotyczą. Jeśli sprawa jest naprawdę ważna i pilna, staramy się nawet jeszcze bardziej. Opublikowane właśnie wyniki badań amerykańskich i kanadyjskich psychologów próbują wyjaśnić, skąd bierze się nasze upodobanie do pozostawania w stanie "błogosławionej ignorancji". To dzięki niemu możemy na przykład bez wątpliwości... popierać aktualny rząd.

Wyniki opublikowane w czasopiśmie "Journal of Personality and Social Psychology" to owoc programów badawczych, które naukowcy z University of Waterloo i Duke University prowadzili w ciągu dwóch lat wśród kilkuset osób z Kanady i Stanów Zjednoczonych. Na ich podstawie odtworzyli - jak to określono - łańcuch zdarzeń prowadzących obywateli od ignorancji do poczucia pełnej zależności od rządu i zaufania, że rząd zatroszczy się o rozwiązanie wszelkich problemów. A kiedy już ufamy rządzącym, nie chcemy żadnych informacji, które mogłyby to zaufanie podważyć.

Jedno z badań, przeprowadzone w grupie 197 Amerykanów, kobiet i mężczyzn o średniej wieku 35 lat, pokazało, że osoby najsilniej dotknięte przez skutki kryzysu gospodarczego starały się unikać wszelkich informacji, wskazujących na to, że rząd nie jest w stanie opanować sytuacji. Co ciekawe, nie odcinały się jednak od wszystkich doniesień, chętnie przyjmowały te optymistyczne.

W trakcie innego eksperymentu 58 Kanadyjczykom w wieku średnio 42 lat, w większości kobietom przekazywano pobieżną lub dokładną informację na temat sytuacji gospodarczej kraju. Ci, którym przekazano szeroką, wyczerpującą informację, deklarowali potem znacznie większe, niż pozostali poczucie bezsilności i wrażenie, że muszą pokładać zaufanie w działaniach rządu. Przy okazji twierdzili, że nie potrzebują większej wiedzy na ten temat.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że świadomość własnej niewiedzy powinna skłaniać nas do szukania wiarygodnych informacji. Ale to złudzenie. Jedno z wielu, którym ulegamy. Okazuje się, że jest wręcz przeciwnie. Jeśli nie mamy pewności, że usłyszymy dobre informacje, wolimy unikać jakiejkolwiek wiedzy. W ten to właśnie sposób ignorancja rodzi... jeszcze większą ignorancję.

Te badania to nie pierwszy dowód na to, że z naszą głową jest coś nie tak. Wczoraj do amerykańskich księgarni trafiła książka Davida DiSalvo pod pozornie bezsensownym tytułem "What Makes Your Brain Happy and Why You Should Do the Opposite". Tytuł jest bezsensowny tylko na pierwszy rzut oka, okazuje się bowiem, że to, co cieszy nasz mózg wcale nie musi być dla nas dobre. Książki oczywiście jeszcze nie czytałem, ale z tego co się pisze na jej temat wynika, że autor zadał sobie spory trud, by rozwiać niektóre nasze złudzenia.

DiSalvo przekonuje na licznych przykładach, że mózg często nas oszukuje, idzie na skróty i ułatwia sobie zadanie. Ponieważ czyni to w sposób, który może negatywnie zaważyć na naszych decyzjach, powinniśmy jednak zdawać sobie z tego sprawę i umieć temu przeciwdziałać. Książka opowiada o licznych przypadkach, gdy tylko wydaje nam się, że coś dokładnie pamiętamy, że podejmujemy samodzielną decyzję, że czujemy swoje własne emocje, a nie emocje grupy, w której się znajdujemy. DiSalvo pisze, że jednym z najbardziej niebezpiecznych przejawów wygodnictwa naszego mózgu, jest właśnie ignorowanie informacji, które nie pasują do naszych przekonań i nie uzasadniają podjętych już wcześniej przez nas decyzji. Z różnych względów książka wydaje się wyjątkowo aktualna, nie tylko za oceanem.

To, co pociesza mnie w tej całej sytuacji, to wrażenie autorów tych badań czy książek, że system nie jest do końca szczelny. Inaczej mówiąc, nasz mózg pozwala nam jednak zrozumieć, że sam nas oszukuje i nawet podjąć odpowiednie działania, by się temu przeciwstawić. To może być jedyna szansa, by jednak dowiedzieć się czegoś więcej, by porzucić stan ignorancji, by zmienić pewne decyzje i nie dopuścić do stanu, w którym o powadze sytuacji poinformuje nas dopiero... portfel.