Horror przeżyły tysiące ludzi na zasypanej śniegiem, całkowicie zablokowanej autostradzie w Toskanii. Koło Florencji ludzie spędzili 20 godzin stojąc w gigantycznym korku długości 38 kilometrów. Służby drogowe pracują tam już drugi dzień, ale ruch nie został jeszcze całkowicie odblokowany.

Intensywne śnieżyce, które przeszły w piątek nad Toskanią sparaliżowały na dobę ruch na autostradzie A1. To najważniejsza arteria Włoch - łączy północ i południe kraju. Drogę zablokowały tiry i inne ciężkie pojazdy, które wyruszyły w trasę bez zimowych opon.

Wiele osób noc z piątku na sobotę spędziło w swoich samochodach między Florencją a Arezzo. Ja mówią, byli kompletnie pozbawieni jakiejkolwiek pomocy czy nawet informacji. Za największy skandal kierowcy uważają to, że na tablicach informacyjnych przy wjazdach na autostradę nie było żadnych komunikatów o tym, że jest ona nieprzejezdna. Nie mogli więc w porę zrezygnować z dalszej podróży. W rezultacie wjechali w korek, z którego nie było już ucieczki.

Dopiero dzisiaj nad ranem po koszmarnej nocy do uwięzionych na drodze ludzi przyszli na piechotę żołnierze, którzy przynieśli koce. Najbardziej zdesperowani już wcześniej porzucali swoje auta i kilometrami szli poboczem do najbliższego przydrożnego baru po gorące napoje i posiłki.