Uzbrojony w karabin napastnik, który w piątek otworzył ogień na lotnisku międzynarodowym w Los Angeles, został postrzelony w czasie interwencji policji i przebywa w areszcie. Siedem osób zostało rannych - poinformowała policja. Stanu rannych nie sprecyzowano.

Według policji i źródeł związkowych funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Transportu (TSA) został zastrzelony przez pasażera przy kontroli bezpieczeństwa. Tuż obok bramek do wykrywania metalu, gdzie sprawdzani są pasażerowie.

Trzech lub czterech innych agentów TSA odniosło obrażenia w strzelaninie
- twierdzi gazeta "Los Angeles Times", która także informowała o śmierci agenta.

Incydent wydarzył się ok. godz. 9.30 czasu lokalnego (17.30 czasu w Polsce). Mężczyzna, uzbrojony w karabin szturmowy i działający w pojedynkę, najpierw otworzył ogień do agenta TSA, a po przejściu przez bramkę kontrolną został postrzelony przez policjanta.

W związku ze zdarzeniem ewakuowano co najmniej jeden terminal lotniska, należącego do najbardziej ruchliwych na świecie. Pasażerowie mówili, że na lotnisku zapanował chaos. Na zewnątrz budynku zgromadziły się setki ludzi. Robert Perez, jeden z pasażerów, był na lotnisku, kiedy padły strzały. Usłyszałem charakterystyczny dźwięk broni, wszyscy ludzie padli na ziemię, żeby się ukryć przed napastnikiem - tłumaczy Perez.

Amerykańska agencja ds. lotnictwa cywilnego USA (FAA) poinformowała, że wydano ogólnokrajowy zakaz startów samolotów lecących do Los Angeles. Niektórym samolotom znajdującym się już w powietrzu zezwolono jednak na lądowanie. Kontroler ruchu powietrznego na lotnisku w Los Angeles powiedział, że niektóre starty są realizowane.

Jeden ze świadków agencji AP relacjonował, że słyszał kilkanaście strzałów dobiegających z bramki bezpieczeństwa na terminalu 3. Na miejsce skierowano również jednostkę saperów.

O wydarzeniach w Los Angeles powiadomiony został prezydent Barack Obama - powiedział rzecznik Białego Domu Jay Carney.