Kłopoty pasażerów polskiego dreamlinera. Maszyna, która leciała z Chicago do Warszawy, musiała lądować awaryjnie w szkockim Glasgow. Pracownicy lotniska zapewnili dziennikarza RMF FM, że wszyscy pasażerowie są całkowicie bezpieczni. Na pokładzie było około 260 osób. PLL LOT twierdzi, że robi wszystko, by pasażerowie jeszcze dziś wylądowali w Warszawie.

Decyzję o wysłaniu sygnału zapowiadającego lądowanie awaryjne i o samym lądowaniu w Szkocji podjął kapitan. W kokpicie pilotów zapaliła się kontrolka sygnalizująca pożar w luku bagażowym. Kapitan zdecydował więc o posadzeniu maszyny na najbliższym lotnisku.

Dopiero po ewakuowaniu pasażerów służby lotniskowe i strażacy otworzyli luk bagażowy - nie było tam ani ognia ani dymu. Teraz trwa sprawdzanie systemów alarmowych samolotu. Nie jest wykluczone, że zepsuła się sygnalizacja pożarowa.

Pilot poprosił o asystę służb bezpieczeństwa. Na płycie czekała straż pożarna, która pilnowała samolotu aż do jego zatrzymania się na płycie - usłyszał nasz dziennikarz od służb lotniska.

Pasażerowie zostali spokojnie wyprowadzeni z samolotu i przewiezieni do hali odlotów.

W tym momencie pilot ocenia, czy jego maszyna może dalej lecieć - dodają pracownicy szkockiego portu.

LOT planuje wysłanie dwóch samolotów po pasażerów dreamlinera. Ostateczna decyzja zależy od tego, jak długo potrwa przegląd techniczny, i na ile poważna jest usterka samolotu.

W PLL LOT reporter RMF FM Krzysztof Zasada usłyszał, że przewoźnik robi wszystko by pasażerowie feralnego lotu jeszcze dziś wylądowali w Warszawie.

Dreamliner LOT-u wylądował w Glasgow po kilku godzinach lotu nad oceanem. Wystartował z lotniska O'Hare w Chicago, leciał do Warszawy.

Informacje o awaryjnym lądowaniu pojawiły się na Twitterze, m.in. na profilu AirLiveNet i Flightradar24:

Więcej informacji wkrótce.