Francuscy żołnierze odnaleźli jedną z czarnych skrzynek samolotu algierskich linii Air Algerie, który rozbił się w środkowej części Mali - poinformował prezydent Francji Francois Hollande. Według najnowszych danych, na pokładzie było 119 osób, w tym 54 Francuzów. Nikt nie przeżył.

Obecnie ponad 200 francuskich, holenderskich i afrykańskich żołnierzy zabezpiecza szczątki rozbitego samolotu, zaś w sobotę na miejscu tragedii mają pojawić się również eksperci wojskowi i cywilni z Francji.

Władze w Paryżu nie wykluczają na razie żadnych hipotez dotyczących przyczyn tragedii, ale sugerują, że najbardziej prawdopodobnym powodem były złe warunki atmosferyczne. Według rządu, na pokładzie nie było osób podejrzanych o działalność terrorystyczną. Szczątki maszyny znajdują się zaś na niewielkim terenie, który nie przekracza długością 300 metrów - to sugerowałoby, że nie doszło do eksplozji w powietrzu.

Czarną skrzynkę wyjęto z wraku samolotu typu McDonnell Douglas MD-83 w pobliżu malijskiego miasta Gossi, przy granicy z Burkina Faso. Rejestrator lotu został już wysłany do Gao na północy Mali, gdzie swoją bazę ma francuski kontyngent wojskowy.

Niestety nikt nie przeżył. Podzielam ból rodzin, które przechodzą przez tą gehennę - powiedział Hollande. Prawie połowę pasażerów samolotu stanowili Francuzi. Wielu z nich wracało do Europy z Burkina Faso przez Algier.

Hollande zaznaczył, że Francja dołoży wszelkich starań, by wykryć przyczyny katastrofy. Są hipotezy, głównie związane z pogodą, ale niczego nie wykluczamy, bo nie wiemy, co się stało. Wiemy tylko, że szczątki samolotu znajdują się na ograniczonym obszarze, ale jest za wcześnie, by wyciągać wnioski - podkreślił prezydent.

Przypomniał, że kontakt z maszyną utracono wkrótce po prośbie pilota o zmianę trasy z powodu trudnych warunków pogodowych.

Szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius, pytany, czy mogło dojść do ataku terrorystycznego, oświadczył, że "nie można wykluczyć żadnej hipotezy". Minister spraw wewnętrznych Bernard Cazeneuve przypomniał z kolei w radiu RTL, że "w regionie działają ugrupowania terrorystyczne, które są wrogo nastawione do interesów Zachodu".

Z drugiej strony szef algierskiego MSZ Ramtane Lamamra podkreślił, że uzbrojone grupy pomagały w akcji poszukiwawczej, a jedno z tych ugrupowań jako pierwsze zauważyło wrak i poinformowało o tym władze. Zobowiązali się dołożyć wszelkich starań podczas akcji ratunkowej i zapewniać bezpieczeństwo na miejscu - dodał algierski minister.

Lamamra wykluczył usterkę techniczną samolotu jako przyczynę katastrofy i poinformował, że maszyna niedawno przeszła kontrolę we Francji.

Samolot algierskich linii Air Algerie rozbił się w czwartek nad ranem w środkowej części Mali, na górzystych i pustynnych terenach, które są kontrolowane przez powiązanych z Al-Kaidą islamskich ekstremistów. Od stycznia 2013 roku Francja prowadzi przeciwko nim interwencję zbrojną.

Czarterowany od hiszpańskich linii Swiftair samolot leciał z Wagadugu w Burkina Faso do Algieru. Algierskie linie informowały, że samolot zniknął z radarów w czwartek o godzinie 3:55 czasu polskiego. Informacje o zaginięciu maszyny ujawniono kilka godzin po fakcie. Nie wyjaśniono przyczyn tej zwłoki.

Na pokładzie znajdowało się - według najnowszych doniesień - 119 osób, w tym sześciu członków załogi, którzy byli Hiszpanami. Według AFP, samolotem leciało - poza Francuzami - 23 obywateli Burkina Faso, a także m.in. obywatele Libanu, Kanady i Algierii.

Była to już trzecia katastrofa lotnicza w ciągu zaledwie tygodnia. 17 lipca na wschodzie Ukrainy zestrzelony został malezyjski Boeing 777. Zginęło 298 osób - wszyscy, którzy byli na pokładzie. W środę maszyna tajwańskich linii Transasia rozbiła się podczas próby lądowania w mieście Magong na należącym do Tajwanu archipelagu Peskadorów. Zginęło 48 z 58 osób na pokładzie.