2 maja obchodzimy Dzień Polonii i Polaków zagranicą. Dziś nasi rodacy świętowali także w Republice Czeskiej - przede wszystkim na Zaolziu. Mimo że to nie największe skupisko mniejszości polskiej na świecie, to pod wieloma względami jest zupełnie wyjątkowe.

Ostatni spis ludności w Czechach pokazał, że mieszka tam około 40 tysięcy Polaków. Spośród nich 3,5 tysiąca zadeklarowało, że czuje się jednocześnie Polakami i Czechami. 17 tysięcy to polscy obywatele, którzy mieszkają i pracują za naszą południową granicą. Największe skupisko Polaków jest na Zaolziu. Tutejsza mniejszość polska obraziłaby się jednak, gdyby ją nazwać Polonią - mówi Józef Szymeczek prezes Kongresu Polaków w Republice Czeskiej - tu na Ziemi Cieszyńskiej są Polacy, którzy żyją z dziada pradziada, nigdy tej ziemi nie opuścili, tyle że granica ich przeskoczyła.

Najwięcej Polaków na Zaolziu żyje w Trzyńcu - około 5 tysięcy, ale procentowo największy odsetek ludności polskiej jest w Gródku, Kosarzyskach czy Wędryni, gdzie stanowi ona około 40 procent mieszkańców. Niestety, nie ma już żadnej miejscowości na Zaolziu, gdzie Polacy stanowiliby większość - mówi Szymeczek, który mimo niespełna 40 lat właśnie został po raz kolejny wybrany prezesem Kongresu Polaków. Z drugiej jednak strony zawiedli się Czesi, którzy liczyli na to, że w niektórych miejscowościach odsetek polskiej ludności spadł poniżej 10 procent i będzie można ściągnąć ich dwujęzyczne tablice z nazwami. Takich miejscowości jest na Zaolziu 31 i w żadnej Polacy nie stracili prawa do polskich nazw. Złośliwcy - jak nazywa ich prezes - będą więc musieli poczekać kolejnych 20 lat - do następnego spisu ludności. Szymeczek ubolewa jednak nad postępującą asymilacją, także spowodowaną przez czeskich urzędników, którzy potrafią być bardzo niemili, kiedy ktoś odzywa się do nich po polsku.

Wyjątkowy Teatr

W czeskim Cieszynie działa jednak zupełnie wyjątkowy teatr - Tesinske Divadlo. Pod jednym dachem znajdują się tam dwie sceny - czeska i polska. Scena polska to prawdopodobnie jedyny na świecie profesjonalny polski teatr poza granicami Polski - mówi jej dyrektor artystyczny Bogdan Kokotek. W listopadzie ubiegłego roku obchodziła 60 rocznicę swojego istnienia. Twierdzę, że to najbardziej polski teatr - mówi dyrektor Tesinskiego Divadla Karol Suszka. Około 40 procent repertuaru stanowią polskie sztuki, a bywało nawet, że ten odsetek dochodził do 50 procent. Scena polska wystawia sześć premier w roku. W ostatnim sezonie pokazywano na niej między innymi adaptację "Lalki" Prusa czy "Żelazną konstrukcję" Macieja Wojtyszki. Prawdziwym hitem była natomiast sztuka grana wspólnie z czeskimi aktorami "Cieszyńskie niebo" na podstawie tekstów piosenek Jaromira Nohavicy. Wystawiano ją ponad sto razy. Scenę polską coraz bardziej doceniają Polacy mieszkający po drugiej stronie Olzy. Na polskie sztuki teatralne jeżdżą teraz do… Czech.

Własna gazeta

Polacy mieszkający na Zaolziu mają nie tylko własny teatr, ale także gazetę. "Głos Ludu" jest niemal dziennikiem. Ukazuje się trzy razy w tygodniu we wtorek, czwartek i sobotę. To jedyna gazeta jaką znam, która wychodzi w taki sposób, kiedyś tak samo wychodził Świat Młodych - śmieje się redaktor naczelny "Głosu" Tomasz Wolf. 90 procent nakładu rozchodzi się w prenumeracie. Naczelny martwi się jednak, że to "tylko" 15 tysięcy egzemplarzy. Oznacza to, że gazetę kupuje co drugi Polak mieszkający na Zaolziu. Redaktorzy nigdy nie martwią się o to, czym zapełnić łamy, bo, jak podkreśla Wolf, mniejszość polska jest niezwykle aktywna. Ciągle coś się dzieje. Przez ostatnie tygodnie gazeta zajmowała się wyborami do Kongresu Polaków, które na Zaolziu są równie emocjonujące, jak wybory parlamentarne w Polsce. Redakcja "Głosu Ludu" była też inicjatorem akcji "postaw na polskość", którą prowadzono przed ubiegłorocznym spisem powszechnym w Czechach. Twarzą tej kampanii była znana po obu stronach granicy piosenkarka Ewa Farna - także urodzona i mieszkająca na Zaolziu. Nie trzeba było jej przekonywać do wystąpienia w spocie telewizyjnym promującym akcję i to pomimo tego, że jej czescy fani mieli jej to za złe - podkreśla naczelny "Głosu Ludu".

Potęga PZKO

Polski Związek Kulturalno - Oświatowy to prawdziwa potęga na Zaolziu, ale nie tylko. Zrzesza przeszło 13 tysięcy Polaków i pod tym względem nie ma sobie równych na całym świecie - podkreśla Leszek Richter z koła PZKO w Jabłonkowie. Takich kół związek ma 84, a ponad połowa z nich posiada własne domy polskie, w których działa przeszło 30 polskich chórów, zespołów i kapel. Koła organizują co roku masę imprez, z których największą i najbardziej znaną jest "Gorolskie Święto", odbywające się na początku sierpnia w Jabłonkowie. Przez trzy dni przewija się przez nie 12 tysięcy gości - podkreśla Richter. A wszystko to mimo, że dofinansowanie, także niestety ze strony polskiej, pozostawia wiele do życzenia. Związek ma także spore problemy ze zdobyciem środków z Unii Europejskiej, bo ich projekty, mimo że transgraniczne, traktowane są jako polsko-polskie. Polacy na Zaolziu wydają się jednak nie zwracać na to uwagi i dalej robią swoje.

Czapki z głów

Patrząc na to co dzieje się na Zaolziu, cała Polska powinna popaść w kompleksy. Która trzydziestotysięczna społeczność w naszym kraju może bowiem pochwalić się własnym teatrem, wystawiającym sześć premier w roku? Która ma własną gazetę, wydawaną trzy razy w tygodniu w 15 tysiącach egzemplarzy? Wreszcie, która prowadzi przeszło 30 zespołów folklorystycznych, młodzieżowych, chórów i teatrów amatorskich? I to wszystko w miejscu, w ciągu ostatnich stu lat tylko przez niespełna trzy było w granicach Rzeczpospolitej. Na stałe państwowość polska istniała tu ostatni raz w XIV wieku. Tak więc przejeżdżając przez Olzę, ściągajcie czapki z głów obywatele Polski! Bo to na Zaolziu dopiero można poznać znaczenie słowa "polskość".