Pierwszy zarzut w sprawie zatrucia czadem w przetwórni warzyw i owoców w Kwidzynie. Usłyszał go dyrektor techniczny zakładu. Próbował ukryć wózki widłowe, które były źródłem tlenku węgla.

Śledczy zarzucają dyrektorowi do spraw technicznych utrudnianie i udaremnianie śledztwa. Dyrektor, po wydaniu decyzji o zabezpieczeniu wózków widłowych, które były źródłem tlenku węgla, próbował ukryć te pojazdy.

W momencie, jak już stało się jasne, że będziemy je zabezpieczali i wywozili z tego zakładu na badania one stały w określonym miejscu, jednym. Później się nagle okazało, że decyzją zostały one przemieszczone w inne miejsce. W celu jakby zmieszania ich z innymi wózkami. Bo tam nie pracowały tylko te trzy czy cztery, tylko na wyposażeniu całego zakładu było ich około dwudziestu. Myśmy doszli do wniosku, że to była próba zasugerowania nam, że jednak po hali nie jeździły wózki spalinowe, tylko akumulatorowe. Taka wersja powstała, że tak się będzie kierownictwo zakładu teoretycznie bronić - mówi Piotr Jankowski, szef Prokuratury Rejonowej w Kwidzynie.

Wcześniej sanepid zabronił wykorzystywanie wózków spalinowych w hali produkcyjnej w Kwidzynie.

Zgodnie z Kodeksem karnym dyrektorowi technicznemu grozić może od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.

To jednak poboczny wątek całego śledztwa. W głównym, dotyczącym sprowadzenia zagrożenia życia lub zdrowia pracowników, na razie nie ma przełomu. Śledczy czekają na pisemną opinię biegłego, który wstępnie stwierdził, że w zakładzie nie było wentylacji, a źródłem czadu mogły być tylko wózki widłowe. Szukają też specjalisty, który dokładnie przebada wózki widłowe.