"Anarchistka, która protestowała przeciwko bezprawnemu użyciu przez policję paralizatora, stanęła przed sądem. Rewizje wchodzących, mobilizacja funkcjonariuszy - tak policja chroniła gmach sądu - pisze wtorkowa "Gazeta Wyborcza".

Jak podaje dziennik, sąd w Poznaniu zamieniono w twierdzę. Rozprawa anarchistki Katarzyny Czarnoty była strzeżona lepiej, niż procesy gangów narkotykowych.

Jak przypomina "GW", proces dotyczy wydarzeń z grudnia 2013 r. Wówczas anarchiści protestowali przed jednym z komisariatów w Poznaniu. Policja nie wpuściła ich do środka, doszło do przepychanek.

"Dzień wcześniej na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu ks. prof. Paweł Bortkiewicz opowiadał, że gender to nie nauka, lecz ideologia. Anarchiści zakłócili wykład. Interweniowali obecni na widowni policjanci w cywilu. Jeden z nich, co widać było na nagraniach z telefonów komórkowych, raził anarchistę prądem" - przypomina gazeta. Był to jego prywatny sprzęt; policjant został ukarany naganą. Dzień później odbyły się protesty. Policja zarzuciła Katarzynie Czarnocie, że ta  przewodziła temu nielegalnemu zgromadzeniu przed komisariatem. Kobieta odmówiła składania wyjaśnień. Wcześniej w rozmowie z gazetą stwierdziła, że nie przewodziła niczemu, jedynie zabierała głos przez megafon. Jeden z przesłuchiwanych policjantów stwierdził, że "widział jedynie napierający tłum, ale jednocześnie miał zapamiętać, że przez megafon przemawiała ubrana na czerwono młoda kobieta z czarnymi włosami. Ten opis pasuje do Czarnoty. Drugim świadkiem był policyjny tajniak, który stał przed komisariatem obok anarchistów. Ale zapamiętał tylko, że przez megafon przemawiała "jakaś kobieta"".

Kolejna rozprawa Czarnoty w sierpniu. Grozi jej do 14 dni aresztu - podsumowuje "Wyborcza".

Ponadto we wtorkowej "Gazecie Wyborczej":

- Wywiad z Jarosławem Gowinem

- Cykl wakacyjny: co czytać na plaży

(abs)