Radiowy komunikat specjalny o wybuchu wojny był gotowy na trzy dni przed niemiecką agresją. Sztab Generalny polecił sporządzić nagranie, mając nadzieję, że nigdy nie zostanie użyte. Niestety, stało się inaczej. Dziś, w 70 rocznicę wybuchu wojny, przybliżamy klimat tamtego groźnego ranka i pierwszych doniesień radiowych...

- Spróbujmy zrekonstruować, jak ludzie wtedy dowiedzieli się o wojnie z radia - zaproponowała Blanka jeszcze w sierpniu. Po kilku ustaleniach, postanowiłem wziąć na siebie zadanie przygotowania takiej audycji. Plan był prosty: 1 września przemówić do słuchaczy w taki sposób, by odnieśli wrażenie, że oto słyszą autentyczne audycje sprzed 70 lat.

Teoretycznie nic łatwiejszego. Ówcześni dziennikarze relacjonowali wydarzenia tylko w studiu, nie robili wejść na żywo i zwykle czytali swoje informacje z kartek, nie przejmując się, że nie mogą żadnym dźwiękiem zilustrować słuchaczom tego, o czym opowiadają. Obraz ówczesnego dziennikarstwa, zwłaszcza w kontekście II wojny światowej, świetnie odmalowuje książka "Chłopcy Murrowa" Stanleya Clouda i Lynne Olson, znanych w Polsce ze "Sprawy Honoru".

Tak czy inaczej do pomysłu bardzo się zapaliłem. Pociągała mnie sama wizja zabawy dźwiękiem, szumami, trzaskami, słowem - budowania klimatu radia, którego mógł słuchać mój dziadek. I dopiero gdy już się zgodziłem i zacząłem się głębiej zastanawiać nad realizacją tematu poczułem, że właśnie wziąłem na siebie dużą odpowiedzialność. Bo nic tak nie oddaje grozy pewnych sytuacji, jak relacja w radiu...

W XXI wieku nie jest łatwo oddać klimat, który panował w rozgłośniach lat '30 ubiegłego wieku. Wtedy w eterze był większy spokój, mówiło się nieco wolniej, dostojniej. Do wygłoszenia wojennych komunikatów musiałem się więc przygotować. Niestety, nagrań z tamtego burzliwego okresu ostało się niewiele; pochodzące stricto z 1 września, dostępne publicznie, można zliczyć na palcach jednej ręki.

Te, które udało mi się znaleźć, przesłuchałem kilkadziesiąt razy.

Co dało się odczuć wręcz fizycznie, to podniosłość, świadomość chwili ówczesnych spikerów. Ich naznaczone przedwojenną manierą głosy, zatopione w szumie, wyłaniające się z trzasków, uderzają z mocą przekazując Polakom wstrząsające nowiny. Mężczyźni mówią jednak spokojnie, miarowo, nie dają się ponosić emocjom. Oryginalny komunikat o wojnie poprzedza wręcz wesołe "halo, halo..."?

Z biegiem czasu informacje były coraz bardziej poważne. Załamywał się front, padały miasta, wojsko polskie wycofywało się coraz bardziej na wschód. Radiowcy starali się tchnąć nieco optymizmu w serca Polaków; skupiali się na dobrych informacjach, sukcesach, podkreślali męstwo żołnierzy.

Budowę swojej "relację z przeszłości" zaplanowałem podobnie - chciałem przekazać wieści o wojnie, jednocześnie zapewniając, że nasze wojsko panuje nad sytuacją. Wybrałem kilka autentycznych wydarzeń, o których postanowiłem wspomnieć. W rekonstrukcjach relacji z 1 września nie mogło więc zabraknąć informacji o obronie Westerplatte, oporze placówki Poczty Polskiej w Gdańsku, brawurowych manewrach ułanów z Grudziądza i oporze, jaki tego pierwszego dnia stawili Polacy w miejscowości Mokre, na północnym-zachodzie od Częstochowy. To było dziwne uczucie - mówić o tych walkach, zwłaszcza obronie poczty, w czasie teraźniejszym. Zupełnie jakby historia jeszcze się niedokonała, jakby można ją było jeszcze odwrócić. Lecz przecież 70 lat temu nie wiedziałbym, że pocztowcy zginą; może wierzyłbym głęboko, że przyjdą im z pomocą żołnierze Armii Pomorze. Z pewnością wierzyli w to spikerzy, którzy wtedy relacjonowali Polakom przebieg tych pierwszych godzin nowej wojny.

Później pozostało już tylko poddać dźwięk niezbędnej obróbce. Najpierw głos należało "spłaszczyć" - przedwojenne rejestratory bardzo spłycały brzmienie, "obcinając" niskie tony. Następnie trzeba było wystylizować dźwięk na odtwarzany ze starej, zniszczonej płyty winylowej. Po kilkunastu eksperymentach z filtrami, symulacjami uszkodzeń i próbach z "zabrudzeniem" dźwięku udało mi się uzyskać odpowiedni efekt...