Minister finansów Jacek Rostowski i minister pracy polityki społecznej Jolanta Fedak spierają się, jak ma wyglądać reforma rent. Jeżeli nie dojdą do porozumienia, emeryt będzie dostawał mniej pieniędzy niż rencista.

Zmiana przepisów o wszystkich rentach to jeden z kluczowych pomysłów PO na oszczędności budżetowe. Projekt Ministerstwa Pracy jest gotowy. Miał być głosowany w Sejmie w ramach "jesiennej ofensywy legislacyjnej" rządu.

Nowe przepisy sprawią, że renty będą niższe - nawet o kilkaset złotych. Dziś wynoszą średnio ok. 1300 zł. Ich wysokość ma być uzależniona od zebranych składek - tak jak to jest przy emeryturach.

Zmiana ma dać po kilkadziesiąt milionów złotych oszczędności w latach 2011-12. A w 2020 r. nawet 1,6 mld zł.

Jest jednak problem. Minister finansów Jacek Rostowski spiera się z minister pracy Jolantą Fedak o to, ile renciści będą mogli dorobić. W projekcie nie ma żadnych ograniczeń. Jak tłumaczy Fedak, dzięki temu renciści będą dorabiać legalnie, a nie uciekać do szarej strefy.

Według informacji "Gazety" Rostowski na to się nie zgadza. Chce, by rencistów obowiązywały limity zarobków. Tak jak dziś - gdy rencista zarobi miesięcznie więcej niż 2238,50 zł (70 proc. średniej krajowej), jego świadczenie ZUS zmniejsza, a gdy przekroczy 4157,30 zł (130 proc. średniej krajowej), całkowicie zawiesza.

Na razie Ministerstwo Finansów wysłało uwagi do resortu pracy. Jeśli ministrowie się nie dogadają, sprawę będzie musiał rozstrzygnąć premier.

Spór ministrów trzeba szybko skończyć - podkreślają rozmówcy "Gazety". Bez reformy już za kilka lat Polak po 35 latach pracy na emeryturze (na którą odłoży z własnych składek) będzie dostawał mniej niż jego kolega, który po 10 latach odejdzie na rentę (dofinansowywaną przez budżet państwa).

W Polsce mamy 1,2 mln rencistów, z tego zaledwie co piąty pracuje. Średnia unijna wynosi 50 proc. W Skandynawii to ponad 60 proc.