Wbrew uspokajającym przekazom sytuacja naszego kraju wcale nie wygląda dobrze. Im więcej wycinków rzeczywistości uwzględnimy, tym gorszy jest obraz całościowy. Zamiast zamykania sporów rządzący nieustannie otwierają kolejne. Ich liczba powoli zbliża się do wartości krytycznych.

Praworządność

Jeszcze tylko 11 dni ma polski rząd na udzielenie Komisji Europejskiej odpowiedzi w sprawie tego, jak zamierza wykonać wyrok TSUE dotyczący systemu dyscyplinarnego sędziów. Wyroku z 15 lipca nie wykonał dotąd ani Sąd Najwyższy, ani ustawodawca. Rzecznik rządu oświadczył, że jest on adresowany do SN, Pierwsza Prezes SN - że do rządzących, i na tym stanęło. Premier mówi w tej sprawie coś zupełnie innego niż minister sprawiedliwości, Senat wyobraża sobie wyjście kompletnie inaczej niż Sejm. Co Komisji odpiszemy - nikt nie ma pojęcia.

Konsekwencją braku odpowiedzi mogą zaś być nałożone na Polskę kary finansowe.

Krajowy Plan Odbudowy

Właśnie minął termin zaakceptowania przez Komisję Europejską planu, którego przedstawienie było warunkiem uruchomienia gigantycznych środków, zagwarantowanych dla Polski przez unijny Fundusz Odbudowy. Powodem zwłoki jest nie wprost, ale jednak powiązanie proponowanego przez Polskę sposobu ich wykorzystania z poważnymi wątpliwościami, dotyczącymi praworządności w naszym kraju. Kilka krajów Unii już otrzymało pierwsze wpłaty z Funduszu, Polska zaczeka na nie co najmniej do października. O ile się doczeka, bo zastrzeżenia do uczciwości intencji wprawdzie nie są w Brukseli wyrażane oficjalnie, za to są - jak dotąd - wyrażane skutecznie.

Osamotnienie międzynarodowe

W ostatnich miesiącach Polska zraziła do siebie administrację amerykańską i potężnie zirytowała Izrael. Nie lepiej jest na bliższych dystansach; mamy spór ws. Nordstream podbudowywany propagandowo niechęcią wobec Niemiec, z Czechami sądowe starcie ws. elektrowni w Turowie, podbudowanie jawnie fałszywym oświadczeniem naszego premiera, że "w wyniku porozumienia Republika Czeska zgodziła się wycofać wniosek do TSUE". Nie ma ani porozumienia, ani wycofania wniosku, od maja trwają za to negocjacje, których końca nie widać.

Polski Ład

Fatalnie sprzedany pomysł zreformowania wszystkiego, od systemu podatkowego począwszy. Zapowiadany od marca, ostatecznie z pompą ogłoszony w połowie maja, wsparty rządowymi billboardami w formie projektu ujrzał światło dzienne dopiero przed tygodniem - za późno, żeby powstrzymać falę krytyki. Opowieści o jego zbawiennym wpływie na życie Polaków zdążyli już storpedować ekonomiści, przedsiębiorcy, a także - wewnątrz rządu - partia wicepremiera Gowina. Ujawnienie szczegółów skonkretyzowało tylko zarzuty do wyraźnie przenoszonego projektu. Doprowadziło też do kolejnego pęknięcia w rządzie (wicepremier mówi coś zupełnie innego niż premier, a dwie wiceministerki rozwoju publicznie mówią rzeczy sprzeczne, zarzucając sobie przy tym złą wolę i niekompetencję). Efekt to kompletny brak zaufania do optymistycznej otuliny proponowanych zmian.

Dodatkowym problemem jest brak wystarczającego poparcia dla projektu w Sejmie, co spowodowało kolejny problem:

Podwyżki i podkupienia

W poszukiwaniu poparcia dla Polskiego Ładu rządzący w osobliwy sposób pozyskali kilkoro posłów, którzy już pożegnali się ze Zjednoczoną Prawicą. Lojalność pozostałych wymagała wzmocnienia podwyżką wynagrodzeń, przeprowadzono więc i taką operację. Ta z kolei pociągnęła za sobą potrzebę podniesienia także wynagrodzeń Prezydenta i samorządowców, zaś wszystko to fatalnie wygląda w zestawieniu z zamrożeniem płac w budżetówce, niezrozumiałym także w obliczu deklaracji premiera o gigantycznej nadwyżce budżetowej. Efektem tych zabiegów jest podważenie zaufania zarówno do rządzących, jak Polskiego Ładu, który staje się zjawiskiem kojarzonym z zamrożeniem płac nauczycielom, a ich podniesieniem - politykom. I to w warunkach najwyższej od dekady, 5-procentowej inflacji.

Pandemia

Z jednej strony rządzący wspierają deklaracjami i niebagatelnymi środkami akcję szczepień, z drugiej - wzbraniają się przed wprowadzeniem obowiązku szczepienia dla grup zawodowych, najczęściej stykających się z innymi ludźmi. Rekomendacje medyków zbywane są na razie milczeniem. W efekcie obywatel nie ma pewności, czy funkcjonariusz publiczny, z którym się zetknął, nie zarazi go koronawirusem, bo np. liczba zaszczepionych policjantów ledwo przekracza połowę. W skali państwa zaś z działaniem uprzedzającym szkodę czekamy na jej wystąpienie.

Przed IV falą

Dodatkowym problemem jest niejednoznaczne traktowanie tzw. antyszczepionkowców, podejmujących akcje, wymierzone w proces szczepień. Minister zdrowia wprost mówi o "aktach terroru", zagrażających bezpieczeństwu publicznemu, pozostali członkowie rządu jednak, w tym wicepremier ds. bezpieczeństwa, a także Prokurator Generalny - w ogóle się do sprawy nie odnoszą.

Potencjalne pojawienie się IV fali pandemii pod koniec sierpnia lub we wrześniu staje się dzięki temu mniej potencjalne a bardziej realne.

Tymczasem pracownicy służby zdrowia, którym zamrożono płace, na 11 września zapowiedzieli potężny protest. Aż 11 samorządów zawodów medycznych i przedstawicieli związków z branży ochrony zdrowia będzie się domagać od rządu wyższych nakładów na ochronę zdrowia i wynagrodzeń na poziomie unijnym.

Drobne kłopoty

W porównaniu z powyższymi problemami, zajmujące wiele miejsca sprawy pogarszającej jeszcze bardziej stosunki z USA koncesji dla TVN24, faktycznego rozpadu Zjednoczonej Prawicy, czy widowiskowa wojna rządzących z Prezesem NIK - są kłopotami w istocie drobnymi, bo nie wszystkich, zdawałoby się, dotyczącymi.

To jednak nieprawda. One także dotyczą nas wszystkich, tyle tylko, że ich skutki mogą być bardziej długofalowe.