Zjawisko ciszy wyborczej paraliżuje nas w stopniu niemal absolutnym. Mimo że przepisy w tej sprawie są precyzyjne i absolutnie jasne, tuż przed wyborami z mediów tradycyjnych i internetu znika nie tylko to, co niedozwolone, ale niemal wszystko, co ma związek z polityką. To kompletnie niezrozumiałe.

W okresie ciszy wyborczej wg. Art. 107 Kodeksu wyborczego zabronione jest prowadzenie agitacji wyborczej. Agitacją jest zaś publiczne nakłanianie lub zachęcanie do głosowania w określony sposób lub do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego.

I tylko tyle.

Nie ma więc przeszkód, by np. nadal rozprawiać o problemach politycznych na poziomie władz innych niż samorządowe. O działaniach rządu, Sejmu, prezydenta, sądów, ministrów czy innych organów państwa. Można publikować najpłomienniejsze nawet manifesty niechęci bądź uznania dla sprawności premier Ewy Kopacz, kompetencji prawnych prezesa Jarosława Kaczyńskiego, oceniać grzywkę prezesa Janusza Piechocińskiego, konsekwencję polityczną Leszka Millera czy wiarygodność Janusza Palikota. Żaden z wymienionych nie kandyduje w wyborach samorządowych, a jeśli omawiając ich cechy czy działania unikniemy zachęcania do głosowania w niedzielę w ten czy inny sposób - bez obaw możemy to robić.

Rozmowa bez agitacji

Bez obaw i z tym samym zastrzeżeniem możemy też np. rozprawiać o przewidywanej frekwencji w drugiej turze wyborów samorządowych, oceniać działania Państwowej Komisji Wyborczej, zastrzeżenia do przebiegu wyborów czy proponowane w związku z nimi projekty zmian w prawie. A więc robić dokładnie to, czym żyła debata publiczna w ostatnich dniach. Nie nakłaniając lub zachęcając do głosowania w określony sposób lub na określonego kandydata - możemy wszystko.

Poza ogólnym zakazem prowadzenia agitacji Kodeks wyborczy zakazuje jeszcze zwoływania zgromadzeń, organizowania pochodów i manifestacji, wygłaszania przemówień oraz rozpowszechniania materiałów wyborczych - to przepis dość oczywisty, i dla większości obywateli dość obojętny. Na co dzień mało kto z nas to przecież robi, a słowa o zakazie prowadzenia agitacji są i tak jasne.

Opinie a sondaże opinii

Zabronione jest też podawanie do publicznej wiadomości wyników sondaży przedwyborczych na temat przewidywanych zachowań wyborczych i wyników wyborów. Zakaz ten (art. 115 kodeksu) dotyczy też sondaży przeprowadzanych w dniu głosowania.

Nikt jednak nie zabrania nam upubliczniania naszych własnych ocen tego, jak zachowają się  wyborcy lub jakie będą wyniki wyborów. Kodeks zabrania publikacji wyników badań opinii publicznej, ale nie wyrażania opinii, które się na wyniki tych badań składają. Każdy z nas może więc bez obaw ogłaszać wszem i wobec, że jego zdaniem frekwencja wyniesie tyle-a-tyle, a wybory na prezydenta naszego miasta wygra ten-a-ten, bo wg nas zdobędzie tyle-a-tyle procent głosów.

Odpowiedzialność

Za złamanie przepisów o ciszy wyborczej może nam grozić kara grzywny, według prawa wynosząca od 50 do 5000 złotych. Tę jednak orzeka dopiero sąd, w następstwie działania prokuratury, która sama musi najpierw ocenić, czy do naruszenia prawa doszło i na czym ono polegało. Państwowa Komisja Wyborcza, posądzana przez nierozgarniętych odbiorców o wprowadzenie "zakazu lajkowania na Facebooku" nie ma z odpowiedzialnością za naruszanie ciszy wyborczej nic wspólnego. Opinia jej przewodniczącego jest najwyżej materiałem na anegdotę, bo ściganiem naruszeń prawa zajmują się policja i prokuratura, a nie PKW.

Znacznie bardziej paraliżuje wysokość kary za opublikowanie w okresie ciszy wyborczej wyborczego sondażu; to grzywna od 500 tysięcy do miliona złotych. Być może to jej wysokość przeraża wszystkich, którzy nie przeczytali żadnego z przepisów Kodeksu wyborczego, a zapamiętali tylko ten milion kary. Ta grzywna dotyczy jednak podania do publicznej wiadomości - a trudno raczej dowieść, że jest wiadomością publiczną podzielenie się jakąś informacją ze znajomymi, także na Facebooku. I, przede wszystkim, dotyczy opublikowania wyników sondaży, a nie naszych własnych opinii, które też mamy prawo wyrażać w procentach poparcia dla poszczególnych kandydatów.

Kiedy więc przyjrzeć się przepisom, okazuje się, że nie są takie złe i pozwalają na znacznie więcej niż sądzimy. Publiczne, regularne utyskiwanie na związane z ciszą wyborczą uciążliwości i próby przechytrzania prawa przez np. podawanie wyników sondaży w formie bazarowych cen PiStacji i POmidorów są niestety tylko potwierdzeniem, że ich autorzy nie wiedzą nawet na co utyskują i co chcą przechytrzyć…

PRZEPISY KODEKSU WYBORCZEGO:

Art. 107.

§ 1. W dniu głosowania oraz na 24 godziny przed tym dniem prowadzenie agitacji wyborczej, w tym zwoływanie zgromadzeń, organizowanie pochodów i manifestacji, wygłaszanie przemówień oraz rozpowszechnianie materiałów wyborczych jest zabronione.

Art. 105.

§ 1. Agitacją wyborczą jest publiczne nakłanianie lub zachęcanie, do głosowania w określony sposób lub do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego.

Art. 498.

Kto, w związku z wyborami, w okresie od zakończenia kampanii wyborczej aż do zakończenia głosowania prowadzi agitację wyborczą

- podlega karze grzywny.

Art. 500.

Kto, w związku z wyborami w okresie od zakończenia kampanii wyborczej aż do zakończenia głosowania, podaje do publicznej wiadomości wyniki przedwyborczych badań (sondaży) opinii publicznej dotyczących przewidywanych zachowań wyborczych lub przewidywanych wyników wyborów, lub wyniki sondaży wyborczych przeprowadzanych w dniu głosowania

- podlega grzywnie od 500 000 do 1 000 000 złotych.