To było do przewidzenia. Kiedy w naszym kraju staje się coś złego, ktoś zwykle wpada na pomysł zmiany przepisów. Zidiocenie autorów podobnych pomysłów pozwala im nawet godzić się na powszechny dostęp do broni palnej - bylebyśmy nie nosili scyzoryków...

Co mam na myśli?

Ano - obowiązującą od wielu lat ustawę o broni, która w żaden sposób nie ogranicza obywatelskiego dostępu do broni palnej tzw. czarnoprochowej. Można posiadać karabin, dubeltówkę, pistolet lub rewolwer, na przykład taki:

Obecne prawo pozwala na posiadanie takich egzemplarzy broni (lub raczej ich kopii), jakie służyły do prowadzenia wojen w XIX wieku - byleby nie były ładowane nabojami, a osobno czarnym prochem, przybitką i kulami. Są to ewidentne przykłady broni palnej, które z powodzeniem mogą być wykorzystywane i dziś.

Na posiadanie broni, która umożliwiła przeprowadzenie tego napadu na bank we wrześniu 2008, przestępca nie potrzebował niczego poza pieniędzmi. Kupił rewolwer w sklepie, jak od kilku lat może to zrobić każdy z nas.

I w każdej chwili wciąż może to zrobić - wystarczy odpowiednia suma.

Zastanawiam się więc - jaki jest sens zakazywania noszenia, czy wprowadzenia specjalnych pozwoleń na noszenie noży, skoro bez pozwolenia można u nas mieć broń palną.

I oczywiście znam odpowiedź. Oto klikukrotnie w ostatnich tygodniach opinia publiczna była wstrząśnięta użyciem noża przeciwko ludziom, ze skutkami śmiertelnymi. To zaktywizowało domorosłych poprawiaczy prawa, którzy postanowili nas uratować przed zarżnięciem. Akcja ratunkowa jest tym bardziej intensywna, im bliżej wyborów. I trzeba wyprzedzić konkurencję. Skoro po dramatycznym zabójstwie aspiranta Andrzeja Struja rządzący uprzedzili konkurencję i wystąpili z projektem większej ochrony prawnej funkcjonariuszy, zanim zrobił to ktokolwiek inny, to ktoś inny występuje teraz szybciutko z pomysłem wprowadzenia zakazu noszenia noży.

Że nie ma to żadnego związku z elementarną choćby orientacją w tym, jak wygląda obecne prawo i jakimkolwiek pojęciem, co jest bezpieczne - dowodzi choćby to, że o stokroć bardziej niebezpiecznej i też nie wymagającej dotąd pozwoleń broni palnej czarnoprochowej - jakoś nikt nie mówi. Na policji trzeba zarejestrować nawet silniejsze wiatrówki, ale tej broni nie.

A teraz mielibyśmy się pewnie ubiegać o pozwolenie na noszenie scyzoryka? Co z tego wyniknie?

Trzeba będzie zatrudnić kilkuset funkcjonariuszy, którzy będą te pozwolenia wydawać. Wydać rozporządzenia, stworzyć procedury, druki, formularze, regulaminy. I policję wyposażyć w jeszcze szersze uprawnienia - no bo przecież bez rewizji każdego nie da się sprawdzić, czy nie nosi aby scyzoryka.

A jaka będzie korzyść?

Nie będzie czym zatemperować ołówka, przeciąć sznurka, posmarować w pracy bułki. Bandyci nie będą nosili noży, ale broń, jak dziś. Młodsi - wezmą kamienie lub inne przyrządy, których trzeba będzie zabronić. Jeśli zakaz zostanie wprowadzony, dowiemy się, co to szurikeny i kubotany. Zabronimy ich.

A w końcu w jakimś głośnym przypadku zabójstwa ktoś udowodni, że krzywdę można zrobić gołymi rękami.

Czego zabronimy wtedy?