Zawarte w nocy ustne porozumienie w sprawie wspólnego marszu odrębnych demonstracji nie rozwiewa wcale wątpliwości, związanych z obchodami 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Usuwając jedne problemy stwarza bowiem kolejne.

Dwa w jednym?

Podstawą porozumienia jest stwierdzenie, że zgromadzenia zapowiedziane jako uroczystości państwowe i organizowane przez stowarzyszenie Marsz Niepodległości mają być skoordynowane w jeden wspólny marsz, każde z nich będzie jednak mogło zachować własny charakter.

Oznacza to, że w zasadzie trudno będzie określić, czyja to właściwie demonstracja. Od strony prawnej istnieje tylko marsz narodowców, bo tylko on jest dziś pełnoprawną, bo opartą na jasnych przepisach manifestacją. Został zgłoszony jako demonstracja cykliczna u wojewody i otrzymał do roku 2020 stosowną zgodę w oparciu o ustawę Prawo o zgromadzeniach.

Na razie zakaz wydany przez prezydenta Warszawy wciąż obowiązuje, choć może być uchylony przez Sąd Apelacyjny, który jeszcze dziś wyda ostateczną decyzję w sprawie zażalenia złożonego przez ratusz. Miasto chce Marszu Niepodległości zakazać, ale w pierwszej instancji - Sądzie Okręgowym - przegrało. Jeżeli Sąd Apelacyjny wniosek prezydent Warszawy oddali - Marsz Niepodległości będzie mógł się odbyć legalnie i bez możliwości zaskarżenia decyzji w tej sprawie. Tym samym niemożliwe stanie się organizowanie w tym samym czasie i miejscu innych demonstracji.

Jedno z dwojga?

Przepisów, dotyczących organizowania w formie zgromadzeń uroczystości państwowych i ich rzekomego pierwszeństwa przed wszystkimi innymi zgromadzeniami, opartymi na ustawie - zwyczajnie nie ma. Nie istnieją, bo przez samych powołujących się dziś na nie przedstawicieli władzy - zostały z ustawy usunięte.

Z powyższego opisu jasno wynika, że to nie narodowcy dołączą w niedziele do Marszu Państwowego, ale strona rządowa, organizując bez podstaw prawnych manifestację w tym samym czasie i miejscu - wkręciła się w Marsz Niepodległości. Formalnie, na podstawie przepisów prawa o zgromadzeniach będziemy bowiem w niedzielę mieli do czynienia (jeśli sąd oddali zażalenie ratusza) wyłącznie z Marszem Niepodległości, do którego dołączyli Prezydent, premier, Kluby Gazety Polskiej, parada wojskowa etc.

Kto za co odpowiada?

Połączenie obu demonstracji w jedną, ale z zachowaniem ich odrębnego charakteru jest formułą dziwaczną. Tym bardziej, że częściowo przynajmniej chodzi o tłum młodych i dziarskich ludzi, wyposażonych obficie w materiały pirotechniczne i inne mniej lub bardziej stosowne na podobnych marszach rekwizyty: transparenty, plakietki, symbole organizacji - nie zawsze akceptowane przez polski porządek prawny.

W przypadku ew. nieszczęścia nie da się w tak opisanym zgromadzeniu jasno określić odpowiedzialnego za przebieg wydarzeń organizatora. Nie jest też jasne, czy jeśli podczas tej wspólnej, ale odrębnej demonstracji dojdzie do złamania prawa - będzie można rozwiązać jej część, czy trzeba będzie rozwiązać całość.

Wystarczy wspomnieć wygląd i przebieg kilku Marszów Niepodległości z ostatnich lat, żeby przyznać, że te pytania tylko z pozoru wydają się wydumane. W wypadku imprezy tegorocznej mówimy zaś o ew. odpowiedzialności czy nawet rozwiązaniu demonstracji, na której czele kroczy Prezydent RP w towarzystwie premiera i ministrów...

Dość charakterystyczne dla "uporządkowania" kompetencji w tej sprawie jest też to, że za bezpieczeństwo na pochodzie państwowym organizowanym przez MON odpowiedzialność wziął szef MSWiA, twierdzący jednak, że za "zabezpieczenie" odpowiada MON. MON z kolei wydał komunikat twierdzący, że za bezpieczeństwo marszu odpowiada policja podległa MSWiA - a wszystko to działo się jeszcze zanim marsz rządowy dołączył do marszu narodowców.

A wizerunkowo?

Poza problemami prawnymi jest też polityczny - na czele marszu będą maszerowali Prezydent z premierem w towarzystwie ministrów, na jego końcu zaś - narodowcy. Nad ich zachowaniem w podobnej sytuacji nie zapanował dotąd żaden z Prezydentów, premierów czy ministrów.

Miejmy nadzieję, że ze względu na szczególny charakter tegorocznego marszu, niezwiązany z podzieleniem się nim, ale ze 100-leciem niepodległości - nie będzie takiej potrzeby. Bo jeśli się pojawi - konsekwencje wizerunkowe poniosą nie tylko Prezydent, premier, ministrowie i ew. sprawcy niepokojów, ale my wszyscy.

Oby niedzielne doniesienia ze świętującej 100-lecie odzyskania niepodległości Polski dotyczyły wyłącznie świętowania.

(ug)