To, co stało się wokół pańskiego aktu desperacji po odwiezieniu Pana do szpitala, dowodzi tylko, że krytykując cały establishment – od początku nie miał Pan szans. Ma Pan jednak coś więcej - wiarygodność.

Panie Andrzeju!

Piszę do Pana poruszony pańskim desperackim czynem. W tej chwili utrzymywany jest Pan w śpiączce, przyjdzie jednak czas, kiedy się Pan wybudzi. Dowie się Pan wtedy, jakie były dalsze losy pańskiej sprawy, jak była komentowana i kto i co z nią zrobił. Obawiam się, że będzie Pan bardzo zawiedziony, postaram się więc zreasumować te wydarzenia delikatnie.

Winą za pańską tragedię opozycja w pierwszej chwili obciążyła rząd i premiera, do którego skierował Pan list tuż przed podjęciem próby samospalenia. Politycy PJN i PiS zaatakowali hasłami "państwo-draństwo", "bezduszny aparat". Trwało to jednak stosunkowo krótko, do czasu, kiedy uświadomili sobie, że wszystkie partie mają w tej sprawie na sumieniu grzech zaniechania, bo wszystkie informował Pan o swojej sytuacji.

"Nie zajmowaliśmy się tą sprawą z prostych względów. Zajęły się tym organy rządowe powołane do walki z korupcją. Listy były skierowane do Tuska i Pitery. My byliśmy informowani o sprawie" - tak wyjaśnił bezczynność PiS rzecznik tej partii Adam Hofman. Z ostrej retoryki zrezygnował też PJN: "I my w kampanii wyborczej powinniśmy wszyscy zająć się sprawami, o których w liście napisał ten człowiek, a nie udawać, że nas to nie obchodzi"- mówił już w niedzielę szef partii Paweł Kowal.

Premier Tusk na wieść o pańskim czynie przerwał objazd po kraju. Wróciwszy wieczorem do Warszawy, rozmawiał z lekarzami, którzy się Panem opiekują i badał dokumentację kontroli, przeprowadzonych po pańskich zawiadomieniach. W sobotę oświadczył, że nie doszukano się w ich toku większych uchybień, a motywy Pana działania są zapewne bardziej złożone, niż wydaje się politykom.

Premier zaapelował też o niewykorzystywanie sprawy w kampanii wyborczej.

W poniedziałek, jak Pan widzi, o sprawie zdecydowała się rozmawiać minister Julia Pitera: "Przyczyną samospalenia były potworne długi, co mogliśmy jeszcze zrobić?"

O wynikających z Pańskich listów rzeczywistych problemach, jakimi było ujawnienie Pana jako osoby zgłaszającej nieprawidłowości przez kontrolerów, umożliwienie przysłuchiwania się składanym przez pana oświadczeniom innym osobom i generalnie - osobliwych metodach prowadzenia postępowania kontrolnego - nikt nie chciał rozmawiać. Sprawa ma być badana - to wszystko.

Jeśli wolno mi podzielić się z Panem skromnym spostrzeżeniem, uczynię to.

Proszę nie spodziewać się poparcia polityków, których Pan oskarża. Oskarżając wszystkich, pozbawia się Pan jakiegokolwiek ich wsparcia. Kilka osób, mających jak Pan miały zastrzeżenia do działania administracji, w której pracowały, zawsze korzystało z politycznego oparcia na opozycji wobec tej władzy. Oficerowie, prokuratorzy… kandydują teraz do Sejmu.

Pan takiego poparcia nie ma.

Ma Pan jednak coś znacznie cenniejszego - wiarygodność. I odwagę człowieka, który zgodnie ze swoim sumieniem, w tragicznych okolicznościach, potrafi ocenić przydatność i efekty działania polityków. Wszystkich, nie tylko niektórych.

Wielu ludzi dzięki Panu uświadomiło sobie, że nie tylko oni uważają świat, w którym żyją za przeniknięty niedbalstwem, bezdusznością, czasem złą wolą. Wielu też dzięki temu, co stało się w ostatnich dniach widzi, jak niechętnie mówią o tym politycy.

Piszę o tym, bo warto, żeby Pan o tym wiedział, i nie popadał w rozpacz, widząc, jak między kampanijną papryką a tuskobusem rozmyła się pańska tragedia.

Życzę Panu szybkiego powrotu do zdrowia i rozwiązania problemów, które popchnęły Pana do dramatycznego kroku.