Gdyby MON zrealizował swoje wiosenne zapowiedzi, przetarg na samoloty dla VIP-ów byłby już nie tylko rozpisany, ale i - być może - rozstrzygnięty. Kto wie, może maszyny byłyby już zamówione i produkowane. Na razie jednak wciąż nie ma nawet decyzji o przetargu. Kupno samolotów wciąż jest na etapie z czerwca ubiegłego roku.

Dokładnie wtedy, na początku czerwca wiceminister obrony zapowiadał ogłoszenie dokumentów przetargowych na samoloty dla polskich VIP-ów na jesień. Przeprowadzenie przetargu miało zająć sześć miesięcy, umowa z dostawcą miała być podpisana w „przyszłym” (jak wówczas mówił) roku, co oznaczało rok dziś bieżący, 2011. W marcu więc miały być znane nie tylko typy wybranych samolotów, ich producent, ale same maszyny miały już być zamówione i produkowane. To, jak zakładano, miało potrwać półtora roku, zatem w połowie 2012 pierwsze samoloty miały już być w dyspozycji Polski.  

Nastąpiło jednak opóźnienie, którego nie da się już odrobić.

Jesienią MON zapowiadał przygotowanie specyfikacji zamówienia dopiero na koniec września. Potem października, listopada, grudnia… tzw. dysponenci samolotów, czyli kancelarie premiera, Prezydenta, Sejmu i Senatu nie mogły jakoś ustalić ile, jakich, jak wyposażonych i do czego przeznaczonych samolotów trzeba kupić.

Prawdę mówiąc ich szefowie mieli problemy z tym, żeby się zwyczajnie spotkać. Czas biegł.

Doszło do tego dopiero… na początku lutego. Spotkali się, ustalili bodaj co trzeba… i znów zapadła cisza, miarowo znaczona tykaniem zegara i szelestem kart kalendarza. Z początku czerwca 2010 zrobił się początek marca roku 2011, a w sprawie przetargu na samoloty sytuacja nie zmieniła się ani trochę. Tyle, że mamy już pewność, że kiedy cztery sędziwe maszyny Jak-40 nieuchronnie utracą zdolność latania, co sam MON zapowiadał stanowczo i nieodwołalnie na rok 2012 – nie będzie ich czym zastąpić.

Zapowiadane pierwotnie na 2012 dostarczenie pierwszych pochodzących z przetargu maszyn jest w oczywisty sposób nierealne. Nowe samoloty przy najbardziej optymistycznych założeniach będą mogły wejść do służby pod koniec 2013, zgodnie z wyliczanką „pół roku na przetarg i półtora na produkcję”. Wyliczanką, dodajmy, aż nader radosną, bo nie uwzględniającą jakichkolwiek problemów z samym przetargiem, ew. protestami odrzuconych, produkcją, płatnościami etc.

Pod koniec przyszłego roku polska flota specjalna średniego i dużego zasięgu będzie się składała z Tupolewa, którym na razie nikt nie chce latać, i dwóch czarterowanych od LOT Embraerów, którymi na całym świecie latają jeszcze tylko VIP-y takich mocarstw jak Angola i Nigeria.

Przyglądanie się przebiegowi (brakowi przebiegu) wydarzeń wokół przetargu na maszyny dla VIP-ów to zajęcie dla cierpliwych. Mnie tej cierpliwości zaczyna brakować. Zaległości, które już uniemożliwiają VIP-owskiej flocie związanie końca z końcem nie da się już nadrobić. Znów będzie potrzebna jakaś kosztująca extra prowizorka.

A wystarczyło robić to, co trzeba i wtedy, kiedy trzeba...