Andrzej Duda złożył swój podpis pod projektem zmiany konstytucji. Prezydent chce wpisania do ustawy zasadniczej zakazu adopcji dzieci przez osoby pozostające w związkach jednopłciowych. Projekt trafi teraz do Sejmu, jego losy jednak można chyba przesądzić już dziś.

Szansa na to, że do zmiany konstytucji dojdzie jest nikła, nie tylko dlatego, że nie istnieją żadne dane, które by potwierdzały, że adopcje dzieci przez pary jednopłciowe są poważnym problemem społecznym, godnym rozstrzygania na poziomie konstytucji. Co więcej - nie ma podstaw do twierdzenia, że w ogóle do nich dochodzi.

Główna i wręcz kłująca w oczy wada tej inicjatywy to fakt, że prezydentowi zgłaszającemu projekt między I a II turą wyborów wyraźnie nie chodzi o skutek, czyli rozwiązanie istotnego problemu, a tylko o cele związane z kampanią wyborczą.

Terminy, czyli kalendarz już niewyborczy

Kampanijna doraźność prezydenckiego pomysłu jest oczywista. Sejm może się zająć zmianą konstytucji nie wcześniej niż 30 dni po otrzymaniu projektu, a więc dopiero po wyborach, najwcześniej - w sierpniu. Kadencja obecnego prezydenta upływa właśnie za miesiąc, 6 sierpnia. Jeśli Andrzej Duda wybory wygra - projekt może być rozpatrywany, jeśli jednak wygra Rafał Trzaskowski - możliwe jest jego wycofanie jeszcze przed I czytaniem w Sejmie.

Jeśli nawet projekt zostanie utrzymany, jego rozpatrzenie nastąpi zapewne jeszcze później. Jak sama głosi "Zmiana Konstytucji następuje w drodze ustawy uchwalonej w jednakowym brzmieniu przez Sejm i następnie w terminie nie dłuższym niż 60 dni przez Senat" - a to może wskazywać już wręcz na październik.

Możliwości, czyli arytmetyka

Przede wszystkim jednak do zmiany konstytucji potrzebna jest większość dwóch trzecich głosów w Sejmie i bezwzględna w Senacie, a wspierające prezydenta Prawo i Sprawiedliwość nie ma ani jednej, ani drugiej. Ponad 300 głosów w Sejmie bez posłów Koalicji Obywatelskiej i Lewicy po prostu nie ma, a trudno sobie wyobrazić poparcie przez nich inicjatywy prezydenta - w wypadku Lewicy to oczywiste, w wypadku KO - wysoce prawdopodobne, zwłaszcza że musiałoby nastąpić po przegraniu m.in. z tego powodu wyborów przez jej kandydata.

Prezydencki projekt jest też zresztą dyskusyjny dla posłów prawicy, bo przecież potwierdza, że sprzeczne wg części z nich z naturą pary jednopłciowe jednak istnieją, i na dodatek robi to na poziomie konstytucji.

Zagranie nie fair

Przede wszystkim jednak w prezydenckiej inicjatywie uwagę zwraca to, że Andrzej Duda sięgnął w kampanii po środek, którego nie może użyć jego konkurent.

Dokładnie to samo 5 lat temu zrobił Bronisław Komorowski, między I a II turą wyborów zgłaszając projekt zaprzeczającej swoim własnym wcześniejszym decyzjom ustawy emerytalnej i proponując kompletnie niedorzeczne referendum. Ubiegający się wtedy o zajęcie jego miejsca Andrzej Duda nie mógł zgłaszać podobnych inicjatyw, tak, jak dziś nie może tego robić Rafał Trzaskowski.

Warto pamiętać, że stosujący środki niedostępne dla konkurenta w wyborach Komorowski wybory wtedy przegrał.