Od rana obserwujemy potężne poruszenie, wywołane dawno oczekiwanym wyrokiem TSUE w sprawie frankowiczów. Sporo czasu pochłonęło samo rozszyfrowanie jego znaczenia, teraz przyszedł czas na stosowanie tego, co Trybunał orzekł. Czyli na kolejny kataklizm wynikający z dziwacznego pomysłu udzielania kredytów w złotych, ale oprocentowanych w oparciu o inną walutę.

Będzie bałagan...

Ze względu na dość powikłaną sytuację, samo zrozumienie treści wyroku wielu z nas zajmie sporo czasu. Następnie (lub jednocześnie z tym procesem poznawczym), na liczne wersje udzielanych przez banki kredytów frankowicze nakładać będą im tylko znane sumy uzyskanych kredytów, terminy zawarcia umów, dokładania do nich aneksów. Będą określać, czy im akurat opłaci się występować z roszczeniami wobec banków i na tej podstawie planować kolejne działania; czy będą to plany przewalutowania, czy unieważnienia umów, lub usunięcia z nich tylko niedopuszczalnych wg prawa, "abuzywnych" klauzul. To wywoła potrzebę sięgnięcia po pomoc ekspertów.

...specjalizacja...

Oczywiście popyt wykreuje podaż, zatem potrzeba zasięgnięcia opinii u kogoś, kto się na tym zna będzie musiała sprawić, że znać zacznie się znacznie więcej osób, niż jeszcze wczoraj. A czasem wręcz więcej, niż to możliwe. Należy się więc spodziewać, jak słusznie zauważa w Rzeczpospolitej Wojtek Tumidalski, nagłego odkrycia przez liczne kancelarie adwokackie i radcowskie obszernych pokładów nieużywanej dotąd wiedzy. Będzie temu zapewne towarzyszył równie nagły wysyp ofert z tej dziedziny, we wszystkich dostępnych mediach.

Tylko część z nich będzie spełniała kryteria profesjonalne, wymagane przy prowadzeniu podobnych spraw. Doświadczeniem będzie się mogła pochwalić jeszcze mniejsza ich część. Zasięgając więc opinii będzie trzeba uważać.

...długie rozważania...

Kłopoty obdarzonych dobrodziejstwem korzystnego wyroku frankowiczów to jednak drobiazg, w porównaniu z problemami banków, zwłaszcza tych kilku, które kredytów frankowych udzielały najwięcej. I ich produkty przez lata ewoluowały, mając świadomość frankowej katastrofy z 2008 starały się podobno jakoś rozładować związane z tym napięcie, a i tak wyrok TSUE może je doprowadzić do upadku.



Nieprzypadkowo Związek Banków Polskich unika deklaracji o przygotowaniu jednolitej oferty dla klientów, którzy po wyroku TSUE znacznie śmielej rozważają pozywanie banków za trwające od lat naruszanie ich praw. Jeśli klienci rusza do sądów - dla banków skończy się to źle. Nawet jeśli tylko część pozwów zostanie uznana, będzie to część z dziesiątków i pewnie setek tysięcy spraw, opiewających łącznie na dziesiątki miliardów złotych.

Banki będą więc kalkulować - czekać na pozwy, czy postarać się ograniczyć ewentualne straty proponując powodom wyjścia mniej może dla nich opłacalne, ale szybsze niż trwające kilka lat procesy.

...i indywidualne decyzje

Zarówno banki jak ich poszkodowani klienci decydować będą o swoim zachowaniu w najbliższych tygodniach. Nie spodziewałbym się działań nagłych, poza, być może, uaktywnieniem części środowiska prawniczego, zainteresowanego włączeniem się w sprawy z powodu honorariów za reprezentowanie stron.

Będą to jednak setki, tysiące i dziesiątki i setki tysięcy decyzji indywidualnych. Sprawa kredytu w banku X na milion złotych, wypłaconego w 2005 będzie się różniła od uzyskanego w 2010 opiewającego na 200 tys. kredytu w banku Y, inne będą zawarte w umowach marże, raty i mechanizmy ich określania, inne wreszcie już dokonane spłaty i wynikające z tego - sumy, o jakie można walczyć w sądzie.

Czyli koszmar...

TSUE nie zdecydował bowiem, że wobec kredytów frankowych należy zastosować jednolite rozwiązanie, "normę wprowadzoną przez ustawodawcę krajowego". Gdyby to zrobił - sposób rozwiązywania spraw frankowiczów byłby łatwy do egzekwowania, a uwzględnianie wszystkiego, co powyżej - zbędne. Tak jednak niestety nie jest. Trybunał wszczynanie spraw zostawił inicjatywie kredytobiorców, a ich rozstrzyganie - sądom.

Czeka nas więc rozwleczone na tygodnie i miesiące prowadzenie szeregu starć w pojedynczych sprawach przez znajdujących się w różnych sytuacjach kredytobiorców z także będącymi w różnej kondycji bankami. Spory będą w ich imieniu toczyć nie zawsze najwyższej klasy (ale za to świeżej daty) specjaliści, a będzie się to działo przed nawet bez tego przeciążonymi i mającymi swoje problemy sądami.

To, że dzisiejszy wyrok trudno było zrozumieć, jest więc kłopotem relatywnie niewielkim. Znacznie większym będzie jego wykonywanie na tysiące sposobów, dopasowanych do indywidualnych relacji bank-klient.