Listy poparcia Krystyny Pawłowicz, Elżbiety Chojny-Duch i Stanisława Piotrowicza za kilka dni będą bezużyteczne, bo nie ma w nich wystarczającej liczby podpisów posłów nowej kadencji Sejmu. Zgłoszenia kandydatów do TK trzeba będzie powtórzyć, wtedy jednak nie będzie dotrzymany wymagany przez Regulamin Sejmu termin ich przedstawienia. To efekt niezrozumiałej decyzji o zwołaniu pierwszego posiedzenia Sejmu dopiero miesiąc po wyborach.

Listy poparcia Krystyny Pawłowicz, Elżbiety Chojny-Duch i Stanisława Piotrowicza za kilka dni będą bezużyteczne, bo nie ma w nich wystarczającej liczby podpisów posłów nowej kadencji Sejmu. Zgłoszenia kandydatów do TK trzeba będzie powtórzyć, wtedy jednak nie będzie dotrzymany wymagany przez Regulamin Sejmu termin ich przedstawienia. To efekt niezrozumiałej decyzji o zwołaniu pierwszego posiedzenia Sejmu dopiero miesiąc po wyborach.
Krystyna Pawłowicz / Leszek Szymański /PAP

Regulamin Sejmu wymaga przedstawienia kandydatów na zwalniające się miejsca w Trybunale Konstytucyjnym na 30 dni przed upływem kadencji sędziów TK, których mają zastąpić. Kadencje zwalniających w Trybunale miejsca sędziów Tuleji, Rymara i Zubika upływają 3 grudnia, zatem kandydatury na ich następców powinny być znane 4 listopada. Tak też zarządziła Marszałek Sejmu, i na tej podstawie klub PiS przedstawił swoje kandydatury. 


Nie ten Sejm


Ścisłe trzymanie się regulaminowego terminu doprowadziło jednak do sytuacji absurdalnej i niedopuszczalnej; kandydatury zgłosili posłowie obecnej jeszcze, VIII kadencji Sejmu, jednak głosować nad nimi mieliby posłowie już kolejnej, IX kadencji. To jednak niemożliwe, ze względu na obowiązującą tzw. zasadę dyskontynuacji prac parlamentu i dość oczywiste opinie samego Trybunału: jego sędziów wybierać powinien Sejm tej kadencji, w trakcie której zostało opróżnione stanowisko sędziego TK. Sejm nie może więc powoływać członków TK wskazanych przez kogoś spoza grona posłów jego aktualnej kadencji, a procedura wyboru sędziów TK nie może być przeprowadzona w kadencji Sejmu, która kończy się 11 listopada. 


Za mało głosów


Do złożenia kandydatury na sędziego Trybunału Konstytucyjnego potrzebnych jest 50 podpisów posłów. Krystynę Pawłowicz poparło ich 62, ale 18 z nich za kilka dni nie będzie już posłami, zatem w IX kadencji zgłoszenie to będzie nieważne. Elżbieta Chojna-Duch ma poparcie 58 posłów, ale 17 z nich będzie za kilka dni posłami byłymi, więc i jej nie będzie można w IX kadencji Sejmu uznać za poprawnie zgłoszoną kandydatkę. To samo dotyczy też Stanisława Piotrowicza, popartego przez 60 posłów, z których tylko 42 będzie posłami w IX kadencji Sejmu.



Kandydatów… właściwie nie ma?

Mamy dziś do czynienia z sytuacją bez dobrego wyjścia. Jeśli wierzyć dyrektorowi Centrum Informacyjnego Sejmu, co wciąż się gdzieniegdzie zdarza, "Marszałek Sejmu i kierownictwo Kancelarii Sejmu są świadome, że procedura będzie musiała zostać powtórzona po rozpoczęciu nowej, IX kadencji Sejmu." Nie ma jednak dobrej podstawy, by tego dokonać.

Ogłoszony przez samą Marszałek Sejmu termin zgłaszania kandydatur już minął. Jeśli procedura miałaby być powtórzona - musiałaby być powtórzona w całości, co oznaczałoby naruszenie Regulaminu Sejmu, który nakazuje zgłaszanie kandydatur na 30 dni od zwolnienia miejsc w TK, czyli do 4 listopada. Poza tym jeśli "procedura 30 dni" ruszy dopiero w nowej kadencji Sejmu, zwolnione 3 grudnia stanowiska sędziowskie w Trybunale będą nieobsadzone aż do jej zamknięcia.

Można także zmienić Regulamin Sejmu, który dziś określa 30-dniowy termin na zgłaszanie kandydatur. Wtedy jednak zmiany będą musiały zacząć obowiązywać wstecz, bo przecież procedura przyjmowania zgłoszeń ruszyła już, wg znanych wcześniej zasad. To z kolei narusza oczywistą zasadę niedziałania prawa wstecz.

Nowi posłowie mają więc powtórzyć zgłoszenie, ale zrobią to po terminie, a starzy złożyli wprawdzie swoje zgłoszenia w terminie, ale bezskutecznie.


Czyja wina?


Bezpośredniego sprawcy bałaganu nie da się wskazać. Regulaminowy termin zgłaszania kandydatur nie przewidywał zmiany kadencji Sejmu w trakcie jego biegu. Gdyby mimo to spróbować - byłby to sprawca zbiorowy:

Marszałek Sejmu nieopatrznie uruchomiła procedurę, której nie da się zgodnie z prawem zakończyć. Nie skorzystała przy tym z drobnego artykułu 30 p.3 par.5, Regulaminu, który pozwala jej na wyznaczenie innego terminu zgłaszania kandydatur w przypadku zaistnienia innych niż określone w pozostałych okoliczności powodujących konieczność dokonania wyboru

Posłowie popierający kandydatów nie pomyśleli o tym, że wystarczyłoby do 4 listopada zebrać pod każdą z kandydatur po 50 podpisów posłów nie tylko obecnej VIII, ale też przyszłej, IX kadencji Sejmu. Gdyby tak postąpili (dałoby się to zrobić bez trudu), nie byłoby możliwe przynajmniej kwestionowanie samego faktu zgłoszenia kandydatur przez podmioty do tego uprawnione.

Wreszcie prezydent Duda mógł wszystkim zaoszczędzić zmagania się z tym tematem. Wystarczyłoby, żeby zamiast niezrozumiałego zwlekania do ostatniego możliwego terminu - 12 listopada (30 dzień od dnia wyborów) wyznaczył termin pierwszego posiedzenia nowo wybranego Sejmu tak, jak robili to jego poprzednicy - na 12-14-16 dzień po wyborach. Wtedy całą procedurę mógłby zgodnie z ustalonymi dawno zasadami przeprowadzić już nowy Sejm.

I cały powyższy tekst byłby zbędny.