To nie była moja wina! Nagle zajechał mi drogę. Trudno zahamować na mokrej kostce pod Wawelem. Zresztą nawet nie zdążyłem mocniej wcisnąć hamulca. Była szósta rano i na dobre obudził mnie dopiero trzask zderzaka spadającego na bruk.

Teraz mój wóz jest w naprawie, a ja jeżdżę tramwajami, patrzę z góry na kierowców uwięzionych w korkach i nie mogę się nadziwić, jaki jest sens używania samochodu w kraju, w którym ulice miast coraz bardziej przypominają parkingi i gdzie rocznie buduje się siedem i pół kilometra autostrad.

Wyjaśnienie moich wątpliwości przyszło z nieoczekiwanego źródła. Autostrady w Polsce jednak będą. Dziennik China Daily pisze, że budową zajmą się Chińczycy. Wysłannicy polskiego rządu podpisali już stosowny list intencyjny w Szanghaju, sercu rodzącego się supermocarstwa. Za pięć lat kierowcy będą mieli szosy, nasz rząd zyska szacunek narodu, Bruksela dobrze wyda pieniądze niemieckich podatników, a Chińczycy zarobią sobie kilka miliardów.

Tylko, czy wtedy autostrady jeszcze będą potrzebne?

Wczoraj jedna z telewizji jedynego, na razie, supermocarstwa podała, że za kilka miesięcy prezydent Bush wyśle nad Iran amerykańskie bombowce. Biały Dom pewnie celowo użył telewizji, aby postraszyć Teheran, ale skoro tzw. rynek zareagował, to znaczy, że handlujący ropą uważają wojnę za dość prawdopodobną.

Jeśli się nie mylą, możemy wszyscy nie mieć paliwa, ani autostrad, ani, za jakiś czas, kto wie, może w ogóle niczego…