Ponoć na początku trzęsły mu się ręce. Potem włączył szeroki uśmiech, swój sławny 'Colgate smile' i zdominował komisję za pomocą błękitnych oczu, śpiewnego głosu i ujmującej pewności siebie. Jeszcze raz próbował też zahipnotyzować miliony swoich rodaków przy telewizorach, chociaż kiedy na końcu przesłuchania stwierdził, że niczego nie żałuje i wysłałby wojsko do Iraku jeszcze raz, nie kierował wzroku w stronę obecnych na sali rodziców poległych żołnierzy.

Komisja "do spraw wojny w Iraku" szuka sznurków, którymi omotano Brytyjczyków siedem lat temu. Postępowanie ma wyjaśnić m.in, czy Blair - jak pisze prasa na Wyspach - "podpisał cyrograf z Bushem" i czy potem celowo przesadzał, strasząc obywateli iracką bronią masowego rażenia, aby usprawiedliwić wojnę. W grę wchodzi kwestia "gry fair", czyli czegoś w pojęciu Wyspiarzy bardzo ważnego, a także miejsce byłego premiera w historii - okazać się ma czy zasługuje, by przekręcać jego nazwisko z Blair na Bliar (jak kłamca, blagier). Sam fakt, że komisja działa to już coś. Nie odtajniono bowiem kluczowych dokumentów, nawet tych które i tak już wyciekły do internetu, a świadkowie- insiderzy, którzy mogliby dużo powiedzieć, nigdy przed nią nie staną.

Wbrew sugestiom byłego brytyjskiego ambasadora w Waszyngtonie i jednego z ówczesnych członków rządu, Tony Blair zapewnił, że podczas wizyt u Busha cyrografu nie podpisał. Do kluczowego spotkania doszło w kwietniu 2002 roku, a więc prawie rok przed oficjalnym atakiem na Irak. Piszę "oficjalnym", bo tak naprawdę wojna zaczęła się niedługo po spotkaniu na ranczu w Teksasie! Już w czerwcu amerykańskie i brytyjskie samoloty "w strefach zakazu lotów" zaczęły sukcesywnie likwidować iracką obronę lotniczą. Tłumaczono to wzrostem zagrożenia dla samolotów, ale przecież już wtedy było jasne, że to przygotowanie pod inwazję. Dziś wiadomo że liczba przypadków ostrzelania zachodnich maszyn w owym czasie nie tylko nie rosła, ale malała.

Na przełomie jesieni i lata rewelacja o broni masowego rażenia, gotowej do użycia w trzy kwadranse stała się najbardziej efektownym punktem przejmującego przemówienia Tony`ego Blaira. Wiedziałem, że to lipa, ale kiedy na ulicznych stoiskach gazeciarzy pojawiły się tytuły "Saddam`s WMD ready to deploy in 45 minutes" i tak poczułem się niepewnie.

Były szef MI6 niedawno zdystansował się od owych 45 minut, wskazując na rząd jako źródło tej przerażającej kreacji, a jeden z brytyjskich posłów twierdzi że użyta przez PR Blaira informacja wywiadu pochodziła od... irackiego taksówkarza. Co na to Blair? Podobnie jak wcześniej jego główny propagandzista Alastair Campbell, oświadczył że "45 minutes claim" nie miało większego znaczenia.

Komisje w Polsce na razie usiłują łapać za złote sznurki, na których skaczą politycy. Na razie nasza, odświeżana codziennie przez media pamięć zbiorowa obejmuje najwyżej rok. Taka już uroda dwudziestoletniej demokracji.

Wiem, że wobec powyższego mogę nie doczekać się podobnego dochodzenia w Polsce. Wszyscy obecnie ważni gracze mogliby na niej tylko stracić. Tym bardziej ciekawa jest opinia marszałka Stefaniuka z PSL, który na pytanie o potrzebę takiej komisji w Polsce powiedział: "Pewnie że powinna być".

Podpisuję się.