"Puszczanie bąków", "erupcja impertynencji", "nic z tego nie rozumiem". Wielu komentujących serię wystąpień Jarosława Kaczyńskiego pomija fakt, że lider PiS właśnie wyłożył - opakowaną w populistyczne sreberko i dość ogólnikową - koncepcję dalszego rozwoju polskiej gospodarki.

W odróżnieniu od obecnej ekipy, która opiera wzrost na transferach z Brukseli oraz na kredycie, lider PiS stawia pytanie: jak możemy uciec z "pułapki średniego rozwoju". Polska osiągnęła bowiem poziom rozwoju gospodarczego, z którego - jak pokazują doświadczenia innych krajów - prowadzą dalej dwie drogi: jedna, po udanej ucieczce ze wspomnianej pułapki, prowadzi w górę, ku pozycji krajów rozwiniętych, druga - po ugrzęźnięciu w owej pułapce, wiedzie... w kółko.

Poza zwyczajowymi uwagami o wzroście lidera PiS i poza innowacyjnym wątkiem w debacie dotyczącym "puszczania bąka", największe poruszenie wzbudziła propozycja przywrócenia trzeciej stawki podatkowej. Krytycy twierdzą, że Jarosław Kaczyński, wołając: "opodatkujmy bogatych" przymila się po prostu gorzej zarabiającej większości. Lider PiS jednocześnie mówi jednak o wprowadzeniu ulg zachęcających do inwestowania, wyjaśnia, że chodzi mu o to, by z pomocą systemu podatkowego zmusić bogatych do prorozwojowej postawy: "więcej inwestycji - mniej luksusu".

Jeszcze większe cięgi zebrała propozycja podniesienia płac w Polsce. Również w tym przypadku, populistyczne opakowanie nie jest wcale puste. Oskarżany o chęć manipulowania poziomem płacy minimalnej Kaczyński odpowiada, że chodzi raczej o państwowe impulsy na rzecz wzrostu wydajności pracy. Brakuje konkretów, ale według sugestii lidera PiS, przepisy powinny motywować firmy do inwestowania w postęp techniczny i organizacyjny, w miejsce prostego opierania zysku na niskich kosztach pracy.

Prawie ćwierć wieku po ogłoszeniu upadku komunizmu wraca też koncepcja "układu", tym razem przeciwstawianego stłamszonym "polskim Gates`om", którzy nie mogą jakoby się przebić przez rozmaite bariery. Polityk mówi o zdominowaniu biznesu przez ludzi dawnej nomenklatury i o sztucznie podniesionych kosztach wejścia na rynki. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego, chronieni przez układy biznesmeni mają tendencję do kupowania domów z basenami, zamiast do finansowania innowacji. Dzisiejszy Kaczyński nie mówi już jednak o lustracji biznesu. Znoszenie przywilejów "układu" miałoby następować poprzez deregulację i zwalczanie korupcji.

Wydaje się, że Jarosław Kaczyński marzy o wprowadzeniu w Polsce aktywnej polityki przemysłowej, której wielu biznesmenów nie potrzebuje, a wielu dziennikarzy w ogóle o niej nie słyszało. Za przykład lider PiS stawia Koreę Południową, a także... Izrael. Można śmiać się z "Kaczyńskiego, który wszystkim chce podnieść pensje", ale moim zdaniem lepiej zadać pytania, dotyczące tego, jak konkretnie promować innowacyjność, jak sprawić, że Polska - jak Korea Południowa - dogoni kraje rozwinięte, zamiast - jak państwa Ameryki Południowej - pogrążać się w nijakości.

Jakie mechanizmy, narzędzia, przepisy miałyby wspierać innowacyjność? Jak w pustej dziś państwowej kasie znaleźć pieniądze na sfinansowanie ucieczki z pułapki średniego rozwoju? Odpowiedzi Jarosława Kaczyńskiego na takie pytania pozwoliłyby ocenić, czy najpopularniejsza dziś w Polsce partia ma plan rozwojowy, czy tylko plan... zdobycia władzy.