"Dziwny to artysta, a najlepiej porównać go do Longinusa Podbipięty – z charakteru, uczciwości, z prawości" – tak opisał go w swojej książce "Zły chłopiec" Bogusław Linda. "On zaczyna od drugiego końca, niż się zwykle zaczyna myśleć o filmie w Polsce. Mianowicie od tego, czy umiesz wykonywać ten zawód, a nie od tego, czy jesteś artystą. Jak znasz zawód, to może i jakiś artyzm z tego będzie" – stwierdził w wywiadzie rzece "Wszystko jest lekko dziwne" inny wybitny aktor – Jerzy Radziwiłowicz. Władysław Pasikowski – bo o nim mowa – po latach wrócił do kultowych "Psów" i nakręcił trzecią część serii. To krok odważny i w sumie dość ryzykowny.

"Dziwny to artysta, a najlepiej porównać go do Longinusa Podbipięty – z charakteru, uczciwości, z prawości" – tak opisał go w swojej książce "Zły chłopiec" Bogusław Linda. "On zaczyna od drugiego końca, niż się zwykle zaczyna myśleć o filmie w Polsce. Mianowicie od tego, czy umiesz wykonywać ten zawód, a nie od tego, czy jesteś artystą. Jak znasz zawód, to może i jakiś artyzm z tego będzie" – stwierdził w wywiadzie rzece "Wszystko jest lekko dziwne" inny wybitny aktor – Jerzy Radziwiłowicz. Władysław Pasikowski – bo o nim mowa – po latach wrócił do kultowych "Psów" i nakręcił trzecią część serii. To krok odważny i w sumie dość ryzykowny.
Bogusław Linda na planie filmu "Psy 3. W imię zasad" /Bartosz Mrozowski/Kino Świat /Materiały prasowe

Prawie 6 lat temu byłem na premierze zrekonstruowanych cyfrowo "Psów" na festiwalu Off Camera w Krakowie. W pokazie uczestniczyli m.in. Bogusław Linda i Agnieszka Jaskółka, którzy - wywołując aplauz publiczności oraz wtrącając mnóstwo wspomnień i dygresji - przeczytali ze sceny list nieobecnego reżysera. Nikt wtedy nie mówił głośno o "Psach 3" i nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek mogą powstać. Pozostawały one w sferze marzeń najwierniejszych fanów kina Pasikowskiego.

Nigdy nie ukrywałem faktu, że robię filmy dla widzów, i że tylko to ma sens, bo gdybym robił filmy tylko dla siebie, jak część moich kolegów i koleżanek, to mógłbym je sobie po prostu wyobrazić i, mało tego, byłyby dużo lepsze, no i tańsze... - stwierdził Władysław Pasikowski w niedawnym wywiadzie dla "Magazynu Filmowego" Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Ten króciutki cytat wydaje się lepiej charakteryzować jego podejście do kina niż sążniste elaboraty i krytyczne analizy, które można byłoby ciągnąć w nieskończoność. Dotyka też zasygnalizowanej przeze mnie na wstępie kwestii ryzyka związanego z powrotem do świata Franza Maurera i Waldka Morawca. 


Wyobrażone "Psy 3" każdy fan dwóch poprzednich części montował w swojej głowie na miarę swoich oczekiwań i wrażliwości. Teraz, gdy trzecia część wchodzi do kin, trzeba będzie te oczekiwania skonfrontować z konkretnym obrazem. Truizmem byłoby powiedzenie, że poprzeczka ustawiona jest bardzo wysoko. Z drugiej strony trzeba pamiętać o tym, że nowe "Psy" muszą być inne od dwóch poprzednich części. Minęło w końcu ponad 20 lat, wiele zmieniło się w kinie, a i sam Pasikowski nie stoi w miejscu. I chwała mu za to. 

Moja przygoda z twórczością Pasikowskiego trwa już dość długo i reżyser - choć jak każdemu, zdarzają się mu momenty lepszej i gorszej formy - ma u mnie ogromny kredyt zaufania. Jest jednym z tych twórców, którzy swoją pracą istotnie wpłynęli na moją wrażliwość i w jakimś sensie - jakkolwiek górnolotnie to nie zabrzmi - umeblowali moją wyobraźnię.

Z racji wieku nie dotknąłem fenomenu "Psów" bezpośrednio. Nie poczułem tej gorączki, która towarzyszyła premierze, na własnej skórze. Gdy pierwszej raz go obejrzałem, film miał już status kultowego. Inaczej było z "Gliną". Serial, który - choć ciężko mi w to uwierzyć - miał swoją premierę już 15 lat temu, pozwolił mi odkryć dla siebie na nowo twórczość Pasikowskiego. I to właśnie do niego, a nie do "Operacji Samum", "Krolla" czy "Psów" wracam najczęściej. 

Pasikowski po kilku latach milczenia powrócił wtedy za kamerę w pięknym stylu. Choć sam nie był autorem scenariuszy (tu brawa należą się Maciejowi Maciejewskiemu), wniósł do tej opowieści wszystko, co w jego kinie najlepsze. Genialne wybory obsadowe (Jerzy Radziwiłowicz jako komisarz Gajewski ma w sobie niesamowity magnetyzm) i świetnie poprowadzeni aktorzy (wbrew obiegowej opinii o twórczości Pasikowskiego mamy tu ciekawe role kobiece - Urszula Grabowska, Anna Cieślak, Agnieszka Pilaszewska - ale trudno znaleźć słabe punkty nawet na drugim i trzecim planie), do tego mroczny klimat (zdjęcia realizowane na taśmie, co było jednym z warunków udziału reżysera w tym projekcie)... Po prostu wszystko do siebie pasuje. Dziś powiedzielibyśmy, że to serial premium - i to nie za sprawą budżetu czy spektakularnych efektów, ale jakości. Nie można zapomnieć oczywiście o przepięknej muzyce Michała Lorenca. Pojawiający się w napisach końcowych utwór z partią graną na saksofonie przez jazzmana Henryka Miśkiewicza jest dla mnie równie kultowy jak "Kołysanka" z "Psów". 

Mój stosunek do twórczości Pasikowskiego dobrze ilustruje prosta prawidłowość. Gdy - nieraz o bardzo dziwnych porach - trafiam w telewizji na powtórkę "Krolla", "Psów" czy "Operacji Samum", decyduję się na obejrzenie choćby kilku minut... i mniej więcej po godzinie orientuję się, że miałem iść spać lub zająć się czymś innym. Co ważne - z każdym takim seansem odkrywam w tych filmach coś nowego, wyłapuję niuanse, inaczej patrzę na pewne sceny. Warstwa sensacyjna, która przed laty była dla mnie najatrakcyjniejsza, wciąż robi wrażenie, ale coraz częściej to nie ona przykuwa moją uwagę najbardziej. To cenne, bo zazwyczaj powrót do filmów, które fascynowały nas dawno temu, można traktować wyłącznie w kategoriach "guilty pleasure". Tymczasem u Pasikowskiego, gdy znamy już przebieg fabuły, a najlepsze kwestie możemy cytować z pamięci, z przyjemnością przyglądamy się temu, jak to jest zrobione: jak mniej znaczy więcej i jak skromnymi środkami, bez szaleństw czy udziwnień (choćby na poziomie pracy kamery) można osiągać piorunujące efekty.

Obok elementów, które odkrywam na nowo, są też oczywiście sceny, które za każdym razem robią takie same, mocne wrażenie - choćby furia "Nowego" w szpitalu. Nie będę oryginalny, ale moim zdaniem to jedna z najlepszych scen (jeśli nie najlepsza) w karierze Cezarego Pazury. Zupełnie się nie zestarzała, niezmiennie wbija w fotel i wzrusza (czego się absolutnie nie wstydzę). Pokazuje też, że pod maską komedianta gwiazdor "Killera" skrywa spory potencjał dramatyczny. Pasikowski potrafił go wydobyć.

Scenariusz "Psów" to jest właściwie dalszy ciąg kina moralnego niepokoju, tylko od innej strony. Niesolidarnościowej. Myśmy chcieli zrobić film o tym, że człowieka nie można oceniać na podstawie tego, do jakiej partii należy - mówił w cytowanej już przeze mnie książce "Zły chłopiec" Bogusław Linda. To bardzo odważna diagnoza, lecz moim zdaniem nie jest pozbawiona słuszności. Również dzisiaj moralnych i niemoralnych niepokojów nam nie brakuje. Jak wpisze się w ten kontekst Pasikowski? Staram się - do czego również Państwa zachęcam - nie mieć w głowie żadnych konkretnych oczekiwań czy projekcji z tym związanych. Myślę, że mogłyby one tylko utrudnić odbiór filmu i doprowadzić do niepotrzebnych rozczarowań. Zaufajmy reżyserowi i dajmy się ponieść jego opowieści. Po prostu. W końcu po to chodzi się do kina.