Oczekiwanie ustępstw po obu stronach na razie skutkuje patem w negocjacjach Polski z Komisją Europejską. Aktywni stają się przeciwnicy porozumienia, a takich nie brakuje po obu stronach. „To z ich strony gra na impas” – słyszę w kuluarach negocjacji. Wydaje się, że jest to najtrudniejszy moment w tych rozmowach, które mają doprowadzić do wycofania wobec Polski art. 7 Traktatu UE.

Wiceszef KE Frans Timmermans ma poinformować dzisiaj unijnych ministrów ds. europejskich o stanie dialogu z Polską. Polska oczekuje, że teraz Komisja Europejska zrobi ruch i pozytywnie odniesie się do zmian w ustawach o sądownictwie. Zrobiliśmy ruch w ekspresowym tempie - słyszę po stronie Warszawy. Z kolei KE uważa, że to za mało i czeka na więcej. Polska nie zrobiła jeszcze wszystkiego co trzeba, żeby zakończyć negocjacje - mówi mi przedstawiciel KE. A więc na razie mamy sytuację patową.

Szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz zapewnił mnie, że to jednak "sytuacja normalna w tego typu negocjacjach". Zdaniem polskiego ministra to pokazuje, że "potrzeba jeszcze trochę czasu". Minister uważa jednak, że "dobrze by było, gdyby na kolejnej Radzie UE w maju (przypis. redakcji - 14 maja) doszło już do pewnych ustaleń" (wcześniej o tym terminie mówił unijnym komisarzom - Timmermans). 

Z różnych stron w Warszawie słyszę, że możliwy jest "cały pakiet rozwiązań", a więc kolejne kompromisy. Wciąż jest na stole kwestia "skargi nadzwyczajnej", która przeważyła na niekorzyść Polski decyzję unijnych komisarzy o uruchomieniu wobec Polski art. 7 Traktatu UE. Tylko Prezydent RP jest przywiązany do koncepcji skargi, która wprowadza niepewność prawną - usłyszałam w Brukseli.

Atmosfera jest dosyć nerwowa. Bardzo uaktywnili się po obu stronach przeciwnicy porozumienia, co dodatkowo jest elementem hamującym. Moi rozmówcy w PiS przyznają, że niezadowolony z ustępstw w sądownictwie jest Zbigniew Ziobro, który widzi je jako osłabienie swoich wpływów. Natomiast, jak ustaliłam w Brukseli, ambasadorowie 9 krajów Unii zwrócili się do Timmermansa, aby utrzymywał presję na Polskę i na razie nie wycofywał art. 7. Na spotkaniu ambasadorów (COREPER) była duża grupa krajów, która mówiła, że trzeba utrzymać presje na Polskę - powiedział mi jeden z dyplomatów Rady UE. Większość z tych krajów to płatnicy netto, a więc kraje, którym zależy na osłabieniu Polski w negocjacjach budżetowych.

Kompromis z Polską, który będzie oczywiście oznaczał, że Warszawa nie wypełni wszystkich rekomendacji w kwestii praworządności, nie podoba się także niektórym w Parlamencie Europejskim i w samej Komisji Europejskiej. W tak trudnym i wrażliwym momencie na negocjacje mogą mieć wpływ niezauważane obecnie "zmienne". 

W Komisji Europejskiej negocjacje z Polską zaczynają nakładać się na tzw. sprawę Martina Selmayra, byłego szefa gabinetu Jean-Claude’a Junckera, który jest oskarżany o nieprzejrzysty awans na stanowisko sekretarza generalnego KE. A to właśnie ten niemiecki urzędnik, uważany za "szarą eminencję KE", mający poparcie Berlina i pełne zaufanie Junckera rozpoczął rozmowy z rządem Morawieckiego. To on prowadził "cichą dyplomację" i gdy wszyscy skupiali się na spotkaniach Morawieckiego z Junckerem, dogrywał szczegóły z polskim ambasadorem przy UE i na kolacji ze "specjalnym wysłannikiem prezesa PiS".

W środę w PE prawdopodobnie grupa eurodeputowanych będzie chciała złożyć poprawkę wzywającą do odwołania Selmayra ze stanowiska. PE prawdopodobnie nie zdoła go odwołać, ale może go nieco osłabić. A jego przeciwnicy w KE czy PE (a tych nie brakuje!) mogą stać się przeciwnikami porozumienia z Polską. Już niektórzy pytają w KE, co on kombinuje w sprawie Polski - ujawnił mi mój rozmówca w KE, bo właśnie Selmayr jest obecnie w KE postrzegany jako ten, który chce negocjacje z Polską za wszelką cenę doprowadzić do końca. 

"Tusk rozpowiada po Brukseli, że PiS go aresztuje"

Niespodziewanie porozumieniu może zaszkodzić... Donald Tusk. Ma on co najmniej chłodne podejście do sprawy ewentualnego porozumienia z KE.  Nie ma z jego strony wsparcia, ale też niespecjalnie przeszkadza - ujawnił jeden z polskich dyplomatów. Inny z moich rozmówców w Brukseli stwierdził natomiast, że "Tusk rozpowiada po Brukseli, że PiS go aresztuje i jego syna także".  To oczywiście nie tworzy dobrej atmosfery wokół Polski, ale jak komentuje jeden z moich rozmówców - "sprawa Gawłowskiego mogła pobudzić wyobraźnię". 

W tej sprawie mogą jednak pojawić się niespodziewane konsekwencje ponieważ na 23 kwietnia (a więc pod koniec rozmów w sprawie porozumienia z KE) Tusk jest wezwany jako świadek w procesie Tomasza Arabskiego, sądzonego za niedopełnienie obowiązków przy organizacji wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 10 kwietnia 2010 roku. Wezwanie Tuska, choć zaplanowane dużo wcześniej (informacje o tym została podana w styczniu), może zostać odebrane w Brukseli jako "nękanie" przewodniczącego Rady Europejskiej przez PiS i zaszkodzić porozumieniu z KE. Zwłaszcza, jeżeli Tusk będzie przedstawiać się jako ofiara upolitycznionego sądownictwa...