​Polska wreszcie pokazała pazur w debacie o unijnych imigrantach. Do tej pory ton nadawali Brytyjczycy i Holendrzy, zyskując coraz szersze, nieme poparcie innych krajów UE. A polskie władze wstydliwie milczały, chowając się za plecami Komisji Europejskiej, która osamotniona, twardo stawała w obronie unijnej swobody przemieszczania się. Radosław Sikorski także do niedawna niezbyt aktywnie bronił Polaków dyskryminowanych w Holandii czy Belgii, co mu za każdym razem wypominałam. Tym razem postawił się i pociągnął za sobą europejskie media.

Użył argumentu nie z kategorii tych "cierpiętniczych", ale argumentu z dziedziny prawa europejskiego i ekonomii. Aż miło mi było słuchać w Komisji Europejskiej, powtarzanej po polskim ministrze argumentacji, że skoro obywatel UE płaci podatki i świadczenia socjalne w Wielkiej Brytanii, to ma prawo do zasiłku na dzieci, nawet jeżeli mieszkają one w jego rodzinnym kraju. Cameron może zmniejszać zasiłki na dzieci - słyszałam jak echo po Sikorskim. Ale musi zmniejszyć także swoim obywatelom, bo nie może być dyskryminacji - dodawano.

W Brukseli wypowiedź Camerona wywołała irytację. Jeden z ważnych brukselskich urzędników nazwał w rozmowie ze mną Camerona "debilem". A tego typu wypowiedzi należą do rzadkości w brukselskich kuluarach. Zdaniem mojego podenerwowanego rozmówcy, Cameron strzela sobie "samobója", bo im bardziej będzie używać antyeuropejskiej retoryki, tym więcej Brytyjczyków zamiast na konserwatystów zagłosuje na antyimigrancką Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa.

Ton polskiej odpowiedzi jest także inny niż np. w Rumunii, która używa argumentów na zasadzie: "A u was Murzynów biją!", wykazując, że np. Hindusi bardziej żerują na brytyjskich zasiłkach socjalnych.

Jedno mi się nie podobało w tweetach ministra. Jego apel: "Rodacy, wracajcie!". Czyżby minister nie rozmawiał nigdy z polskimi imigrantami zarobkowymi i nie znał odpowiedzi: "Stwórzcie nam godne warunki w Polsce, to wrócimy"? Tego typu apele tylko rozdrażniają ludzi, którzy ciężko pracują za granicą, zostawiają w Polsce rodziny, bo nie mogą zarobić w kraju. Słowa ministra to jakby zaklinanie rzeczywistości. Znamienne, że w angielskiej wersji twittów, tego apelu już nie powtórzył...