Rzeźby Toma Frantzena wpisały się już w przestrzeń Brukseli. Odwołując się do rubasznego humoru flamandzkiego - dodają szczyptę humoru miastu, które najczęściej kojarzone jest z nudną europejską biurokracją.

Rzeźby Toma Frantzena wpisały się już w przestrzeń Brukseli. Odwołując się do rubasznego humoru flamandzkiego - dodają szczyptę humoru miastu, które najczęściej kojarzone jest z nudną europejską biurokracją.
Jedna z rzeźb artysty /Katarzyna Szymańska-Borginion /RMF FM

O artyście stało się głośno, po tym jak auto potrąciło jego psa z brązu, który od kilkunastu lat siusiał na rogu jednej z brukselskich ulic. Pies imieniem Zenneken Pis to oczywiście aluzja do innych siusiających rzeźb Brukseli - siusiającego od XVII wieku chłopca (Manneken Pisa) oraz dziewczynki, która załatwia swoją potrzebę bardziej dyskretnie, kilkadziesiąt metrów dalej (YannekenPis). Zenneken Pis stracił dwie łapy, więc artysta musi je teraz dorobić. 

Gdy śledziłam perypetie Zenneken Pisa okazało się, że jego twórcą jest ten sam artysta, który zrobił moją ulubioną fontannę. Mijam ją za każdy razem, gdy wracam z Brukseli do Tervuren. Fontanna to orkiestra zwierząt, jakby żywcem wyjęta z obrazów Hieronima Boscha. 

Nie wszystkim ten fantastyczno-satyryczny styl przypadł jednak do gustu. Jak opowiada mi Frantzen, jeden z radnych Brukseli stwierdził, że Pieter Bruegel to przeszłość i odmówił umieszczenia jego rzeźb ku czci tego artysty koło kościoła, w którym spoczywa wielki mistrz flamandzki. Mimo, że jego "breuglewska" kompozycja wygrała 15 lat temu konkurs rozpisany przez rząd flamandzki, to nadal stoi przed warsztatem artysty i czeka na swój czas. 

Rzeźba przedstawia Bruegela, który maluje obraz, ale zarysowane są tylko jego ramy, a ręka malarza, w której trzyma pędzel - zwisa w powietrzu. Obraz jest otwarty, jak otwarty był duch Bruegela, wielkiego humanisty, który nie ulegał żadnym modom. Popatrzysz z tej strony, to zdaje ci się, że maluje współczesny obraz. Popatrzysz z innej - to tak jakby malował twój portret. Małpka na jego ramieniu ma symbolizować, że Bruegel był także satyrykiem. Z innej strony spojrzysz, to ramy obrazu przypominają szubienicę, a na niej kruka - symbol śmierci -  Frantzen wyjaśnia mi symbolikę swojego działa. 

Wyraźnie artysta potraktował tę grupę rzeźb jako zabawę. Patrząc na nie powstaje wrażenie jakby fizycznie wchodziło się do obrazu Bruegela. Turysta może się bawić, robiąc zdjęcia z różnych miejsc. Jedno z dzieł przedstawia osła w oknie. To aluzja do jednej z grafik Bruegela, gdzie osioł zagląda przez okno do szkoły. U mnie osioł ma raczej symbolizować polityka, który przemawia lub kardynała - wyjawia Frantzen. 

Za warsztatem rozpościera się  fantastyczny świat artysty, gdzie jego rzeźby, zanurzone w przestrzeni ogrodu tworzą dodatkowe sensy. Artysta kupując kawałek po kawałku okoliczne tereny rolne, zachował ich pierwotny wgląd. Nie wyciął żadnego drzewa. Jedynie umieścił swoje rzeźby. Góruje nad nimi budda z lornetką, a na samym dole - otwarty grobowiec, w którym dwa szkielety uprawiają seks. To ja z moją przyjaciółką, bo będziemy się kochać nawet po śmierci - śmieje się artysta. Tak jak Bruegel Frantzen odwołuje się do flamandzkich przysłów. Fontanna przedstawiająca pijane żaby nalewające wino do kieliszków to aluzja do przysłowia "wino po piwie - to przyjemność, piwo po winie - to trucizna". A to aluzja do innego przysłowia, Fratzen pokazuje inną rzeźbę: Wszystko jest dobre w świni, czyli, że świnia cała nadaje się do jedzenia. Skoro tak, to znaczy, że zjadamy samych siebie - mówi rzeźbiarz.  

Artysta nie stroni także od aluzji politycznych. Przedstawia komunizm, który próbuje rozjechać religię, ale mu to nie wychodzi. Jest także biskup czy kardynał-pedofil. Te rzeźby, chociaż nie są jego najlepszymi dziełami, wcale nie szkodzą twórczości rzeźbiarza.  Frantzen jest tak zakorzeniony w tradycji flamandzkiej, że staje się ponadczasowy...