Niemcy i Francja dyktują warunki ekskluzywnego klubu. To jest dla Polski upokarzające - miał według moich źródeł odpowiedzieć premier Donald Tusk.

Na wczorajszym szczycie Unii Europejskiej doszło do wielkiej kłótni. Francja i Niemcy ogłosiły pakt (pakt na rzecz konkurencyjności) zacieśniający współpracę w ramach eurolandu, który jest realizacją niekorzystnego dla Polski projektu Europy podzielonej na dwa obozy - ekskluzywny klub i całą resztę. Kanclerz Niemiec - Angela Merkel podobno poczuła się urażona wypowiedzią Tuska. Polskę wspierała Szwecja i Dania, które także nie chcą, by część Europy zaczęła się integrować pozostawiając resztę w tyle.

Obrady były tak burzliwe, że trwały ponad dwie godziny dłużej. Premier po raz pierwszy nie chciał po szczycie rozmawiać z dziennikarzami. Dla Tuska ogłoszony przez Berlin i Paryż - bezprecedensowy szczyt wyłącznie 17 państw strefy, który ma się odbyć na 3 miesiące przed objęciem przez Polskę przewodnictwa w Unii to porażka polityczna.

Premier chciał na unijnym przewodnictwie ugrać kampanię wyborczą. Może okazać się to trudne, gdy jako premier kraju przewodniczącego w Unii będzie musiał czekać w przedpokoju, aż o swoich decyzjach poinformują go przywódcy eurolandu.

Pakt niemiecko-francuski jest zły dla Polski, ale także dla całej Unii, bo ją destabilizuje, rozsadza od wewnątrz, podważa także jej istotę np. solidarność czy jednolity rynek. Klamka zapadła, jednak można jeszcze próbować albo się wciskać do klubu (przyjmując lub zapowiadając przyjęcie jego standardów), albo opóźniać realizację całego projektu. Sprzeciwiając się projektowi, staniemy się obrońcami samej Unii i jej wspólnotowego charakteru.