Szef Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker zepsuł Donaldowi Tuskowi szczyt unijnych przywódców, zanim się jeszcze rozpoczął. Szef Rady Europejskiej, Donald Tusk chciał na dzisiejszym szczycie pokazać, że decyzje w sprawie uchodźców są wcielane w życie. Tymczasem Juncker stwierdził dzień wcześniej po południu, że większość krajów nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań.

Szef Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker zepsuł Donaldowi Tuskowi szczyt unijnych przywódców, zanim się jeszcze rozpoczął. Szef Rady Europejskiej, Donald Tusk chciał na dzisiejszym szczycie pokazać, że decyzje w sprawie uchodźców są wcielane w życie. Tymczasem Juncker stwierdził dzień wcześniej po południu, że większość krajów nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań.
Dla szefa KE, który jest autorem programu przyjmowania uchodźców – jego konkretna realizacja to „być albo nie być” /Kay Nietfeld /PAP/EPA

Tusk chciał, żeby ze spotkania szefów państw i rządów emanował nastrój, że podjęte decyzje w sprawie uchodźców da się wykonać - mówił jeden z dyplomatów. Współpracownicy Tuska przekonywali na spotkaniach z przedstawicielami krajów UE i prezydencji, że "taka będzie narracja szczytu".

Okazuje się jednak, że łatwiej było wykręcić ręce niektórym krajom niechętnym przyjmowaniu uchodźców i przymusić je do decyzji o podziale 160 tys. uchodźców niż przekonać nawet entuzjastów - do otwarcia portfeli czy wysyłania własnych ludzi na granice zewnętrzne UE.

Od podjętej tej trzy tygodnie temu decyzji państwa UE niewiele zrobiły. O tym, że przygotowania do przyjmowania uchodźców ruszają opornie informowała nasza dziennikarka opisując propagandową farsę, którą zorganizowała Bruksela wysyłając pierwszych 19 uchodźców z Włoch do Szwecji.

Tusk chciał na ostatnim szczycie, by zebrano 1 mld euro na uchodźców przybywających w obozach w Jordanii czy Syrii. Zebrano raptem połowę z zapowiadanej kwoty, by pomóc uchodźcom, a w dodatku 80 proc. tej sumy przekazała Wielka Brytania, która jest wyłączona z systemu relokacji 160 tys. osób. Polska zgłosiła 2 mln euro.

Śmieszne sumy zgromadzono natomiast na rzecz Syrii czy krajów afrykańskich. Dosłownie 2-3 kraje UE wyasygnowały po kilka milionów euro. A dla Syrii potrzeba kolejnych 500 mln euro, a dla krajów Afryki - aż 1,8 mld euro.

Nie udało się także wysłać na granice zewnętrzne UE, czyli do Włoch i Grecji potrzebnej liczby oficerów straży granicznej, tłumaczy i ekspertów. Dwie unijne agencje ds. zarządzania zewnętrznymi granicami i azylu domagają się od tygodni około tysiąca dodatkowych osób. Tylko 6 krajów zadeklarowało w sumie 130 osób.

Polski rząd, mimo że twierdzi, że ochrona zewnętrznych granic jest priorytetem - także nikogo nie oddelegował. A swoich ludzi wysyłają Słowacja czy Czechy, które głosowały przeciwko przyjmowaniu azylantów. Większość krajów nie przedstawiła nawet spisów centrów, które oddają do dyspozycji dla relokowanych uchodźców. Listy takie przedstawiły: Austria, Francja, Niemcy, Luksemburg, Szwecja i Hiszpania. 

Wśród unijnych krajów nie ma nawet zgody co do definicji tzw. hot spotów, gdzie ma się odbywać rejestracja uchodźców i gdzie mają być od nich odciski palców. Czy to jest proces czy miejsce? Oto dylemat - zdaniem unijnego dyplomaty. Jedni by chcieli, żeby to były zamknięte obozy, inni, żeby to było tylko okienko w biurze.  Powstawanie hot-spotów się więc ślimaczy, a tylko po "zaliczeniu" takiego centrum uchodźca może trafić do Polski czy Francji.

Dla szefa Komisji Europejskiej, który jest głównym autorem (razem z Berlinem) całego programu przyjmowania uchodźców - jego konkretna realizacja to "być albo nie być". Juncker zamierza więc ostro upomnieć spóźnialskich, co z pewnością popsuje trochę atmosferę na szczycie.