Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker w wywieraniu na nas presji w sprawie obowiązkowego przyjęcia uchodźców przekroczył granice ignorancji i arogancji. W swoim przemówieniu mylił państwa bałtyckie z bałkańskimi, a podczas konferencji pasowej ironicznie przedstawił się w roli… papieża. "Gdybym był papieżem - co kiedyś nastąpi, ale jeszcze do tego nie doszło - to powiedziałbym: nie lękajcie się!" - tak szef KE przekonywał m.in. nas, Polaków, do zgody na propozycję obowiązkowego przyjęcia dużej grupy uchodźców.

Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker w wywieraniu na nas presji w sprawie obowiązkowego przyjęcia uchodźców przekroczył granice ignorancji i arogancji. W swoim przemówieniu mylił państwa bałtyckie z bałkańskimi, a podczas konferencji pasowej ironicznie przedstawił się w roli… papieża. "Gdybym był papieżem - co kiedyś nastąpi, ale jeszcze do tego nie doszło - to powiedziałbym: nie lękajcie się!" - tak szef KE przekonywał m.in. nas, Polaków, do zgody na propozycję obowiązkowego przyjęcia dużej grupy uchodźców.
Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker /Patrick Seeger /PAP/EPA

Przemówienie Junckera i jego argumenty były skierowane wyłącznie do społeczeństw zachodnich. Jego wypowiedzi świadczą o kompletnej nieznajomości naszego regionu, o arogancji i o tym, że Komisja Europejska nie tylko nie bierze pod uwagę naszych obaw, ale nie ma też wyczucia naszej wrażliwości.

Juncker zastosował wobec nas szantaż emocjonalny. Wypominał nam imigrację polityczną i ekonomiczną. Czy już zapomnieliśmy, że 20 milionów potomków Polaków żyje poza Polską w rezultacie politycznej i ekonomicznej imigracji? - pytał.

Pojawił się także szantaż polityczny - Juncker dawał do zrozumienia, że jeśli teraz nie zgodzimy się na propozycje KE, to możemy spotkać się z odmową pomocy, gdyby to nas zalała fala uchodźców np. z Ukrainy.

W końcu pojawił się też szantaż sankcjami finansowymi.

W czasie debaty oburzył się eurodeputowany Jan Olbrycht z PO. Nie będziemy pozwalać na to, żeby być pod napięciem, ewentualnie szantażowani przy pomocy pieniędzy europejskich - mówił. Głosu Polski praktycznie jednak nie było słychać.

Juncker ma poparcie większości w europarlamencie. Ale ma też wokół siebie wyraźnie nie najlepszych doradców. Daje o sobie znać również brak Polaków na wysokich stanowiskach w Komisji (i gabinecie Junckera).

Szef KE swoimi wypowiedziami pogłębia uwidaczniającą się coraz bardziej przepaść między Polską a Brukselą. Ani on, ani unijny komisarz ds. migracji Dimitris Avramopoulos nie zamierzają w najbliższym czasie przyjechać do Polski, by przekonywać do swojej propozycji obowiązkowego rozdziału uchodźców. Pytałam o to rzecznika Junckera. Wyraźnie dialog z polskim społeczeństwem nie jest dla Komisji Europejskiej priorytetem. A to może doprowadzić do tego, że Polacy odwrócą się od Unii. Wina nie będzie jednak po naszej stronie.