Grozi nam transportowy konflikt z Brukselą podczas prezydencji. Wzrosło ryzyko, że UE odbierze Polsce miliardy na budowę dróg. Dlaczego? Bo Komisja Europejska rozpoczęła procedurę karną, która może zakończyć się w Trybunale Sprawiedliwości.

Powodem jest opieszałość ministerstwa infrastruktury. Polska nie wdrożyła (był czas do grudnia zeszłego roku) unijnej dyrektywy o bezpieczeństwie drogowym. Jeszcze miesiąc temu minister infrastruktury Cezary Grabarczyk zapewniał, że wszystko jest pod kontrolą i nic nam nie grozi. Odpowiedzialna w resorcie infrastruktury za unijne środki wiceminister Patrycja Wolińska-Bartkiewicz twierdziła nawet, że otrzymała telefoniczną obietnicę, że Bruksela nie będzie występować przeciwko Polsce w związku z niewdrożeniem dyrektywy.

Komisja jednak nie tylko uruchomiła procedurę karną, ale ostrzegła, że wzrosła groźba utraty miliardów z unijnych funduszy. Helen Kearns, rzeczniczka komisarza ds. transportu potwierdziła w rozmowie ze mną "Tak, istnieje ryzyko utraty części funduszy przeznaczonych na rozbudowę lub plany rozbudowy infrastruktury". Bruksela przypomina, że w związku z niewdrożeniem dyrektywy są dwa zagrożenia dla Polski: utrata pieniędzy i niebezpieczne drogi.

Chodzi o dyrektywę z 2008 roku, gdzie zapisano wymóg przeprowadzenia oceny wpływu danego projektu infrastruktury na bezpieczeństwo ruchu drogowego oraz audytów bezpieczeństwa. Przestrzeganie tych przepisów ma zwiększyć bezpieczeństwo na polskich drogach, które są częścią transeuropejskiej sieci drogowej. Rząd ma teraz dwa miesiące na przekonanie Brukseli, że dostosuje się do unijnego prawa. W przeciwnym razie - prezydencję w lipcu rozpoczniemy w atmosferze konfliktu z Komisją.