Eurodeputowani zrozumieli, że debatowanie o Polsce 13 grudnia byłoby niewłaściwe. Przełożenie debaty tylko o jeden dzień pokazuje jednak wyraźnie, że eurodeputowanym nie chodzi o meritum sprawy i demokrację w Polsce, ale o teatr i walkę światopoglądową.

Eurodeputowani zrozumieli, że debatowanie o Polsce 13 grudnia byłoby niewłaściwe. Przełożenie debaty tylko o jeden dzień pokazuje jednak wyraźnie, że eurodeputowanym nie chodzi o meritum sprawy i demokrację w Polsce, ale o teatr i walkę światopoglądową.
zdj. ilustracyjne / Radek Pietruszka /PAP

Polska zostaje uprzedmiotowiona. Zagraniczni europosłowie załatwiają przy okazji takiej debaty - swoje sprawy. Dowodem na to jest odrzucenie wniosku Janusza Lewandowskiego (PO), który zaproponował, aby sprawę praworządności w Polsce najpierw szczegółowo omówić w komisji ds. wolności obywatelskich  (LIBE), a dopiero potem debatować na forum europarlamentu.

Takie procedowanie kwestii praworządności w Polsce w komisji uchroniłoby Parlament Europejski od wielu błędów. A tym, którzy rzeczywiście martwią się stanem demokracji - stworzyłoby możliwość bardziej konkretnego oddziaływania.

Jednak europejskim liberałom na czele z Guy Verhovstadtem i Ryszardem Petru w Polsce a także Zielonym - zależy wyłącznie na tym, żeby było głośno na temat prawicowego rządu w Polsce. Chcą szybkiego, politycznego efektu. A to daje tylko publiczna debata. Dlatego zwyciężył kompromisowy wniosek socjalistów prezentowany przez Bogusława Liberadzkiego (SLD), żeby debatę - jeżeli nie da się na później - przesunąć o jeden dzień.