Po moim artykule w którym zauważyłam, że Polska do tej pory nie uruchomiła unijnego mechanizmu ochrony cywilnej dzięki któremu Polacy, którzy utknęli poza granicami UE mogliby za darmo wrócić do ojczyzny, otrzymałam stanowisko Warszawy od polskiego dyplomaty. Stanowisko dalece nieprzekonywujące. I coraz bardziej zastanawiam się co stoi za takim uporem, żeby nie poprosić o unijną pomoc tylko promować jedną akcję #Lotdodomu. Czy nie można Polaków repatriować oboma sposobami ? Byłoby to na pewno korzystniejsze dla Polaków czekających na repatriację. Tym bardziej, że ten unijny - nic polskich obywateli by nie kosztował.

Dyplomata ów twierdzi, że główna zasada tego unijnego mechanizmu  polega na tym, że "państwo członkowskie prosi o uruchomienie (przypis mój. mechanizmu) kiedy brakuje mu własnych zasobów" i jak zaznaczył  "Polska posiada zasoby infrastrukturalne i finansowanie #Lotdodomu".  Bardzo dobrze, że Polska ma to wszystko.  Niemcom raczej także nie brakuje "zasobów infrastrukturalnych i finansowania", ale dla własnych obywateli (znacznie przecież bogatszych) organizują powroty za darmo dzięki uczestnictwu w mechanizmie unijnym. Podczas gdy akcja #Lotdodomu za darmo nie jest. Z informacji podanych przez LOT wynika, że stawki za rejs wahają się od 400 do 800 zł w granicach Europy i od 1,6 tys. do 2,4 tys. zł za przelot dalekiego zasięgu. Dzisiaj rzecznik KE poinformował, że mechanizm ten uruchomiła także Belgia (jeden rejs). Wcześniej zrobiła to Austria. Także Czechy sprowadziły swoich i unijnych obywateli z Wietnamu. Niemcy organizują przy pomocy KE aż 27 takich darmowych - powrotnych rejsów.

Drugi argument podany przez polskiego dyplomatę brzmi: "w większości środki z tego mechanizmu  zostały już wykorzystane". Dziwne, bo Komisja Europejska wciąż zachęca do aktywowania mechanizmu i nadal obiecuje pomoc. Mówił o tym dzisiaj rzecznik KE i mówiła wczoraj szefowa KE Ursula von der Leyen w specjalnie  opublikowanym na Twitterze wideo. Zapewniała o pomocy dla 100 tys. unijnych obywateli, którzy utknęli poza granicami UE.

I ostatni argument  polskiego dyplomaty jest najdziwniejszy: "realizowanie przez Polskę repatriacji  swoimi zasobami umożliwia transport tylko Polaków, bez obecności obywateli innych państw członkowskich". Pomijając egoistyczną wymowę tego argumentu i całkowity brak unijnej solidarności, to przecież Polacy, którzy są gdzieś na Filipinach czy w Maroko i tak wracając zetkną się z obcokrajowcami. Nawet LOT nie zapewni im w drodze na pokład  jakiegoś korytarza "only for Poles". Mam nadzieję, że nie jest to ostanie słowo polskich władz i Polska skorzysta z unijnego mechanizmu.