"PO już nawet nie ukrywa, że reprezentuje stronę antypolską. Brawo. Wyborcy będą pamiętali" - napisał Xawey pod moim artykułem w sprawie debaty nt. Polski w europarlamencie. W swoim stylu internauta dotknął sedna.

"PO już nawet nie ukrywa, że reprezentuje stronę antypolską. Brawo. Wyborcy będą pamiętali" - napisał Xawey pod moim artykułem w sprawie debaty nt. Polski w europarlamencie. W swoim stylu internauta dotknął sedna.
Janusz Lewandowski /Radek Pietruszka /PAP

Wystąpienie Janusza Lewandowskiego wydaje się najciekawsze w tej debacie. Nie ze względu na jego treść, ale dlatego, że eurodeputowany PO zdecydował się skrytykować na międzynarodowym forum polski rząd.

Pewne tabu zostało naruszone. Do tej pory panowała niepisana zasada, że nie pierze się polskich brudów za granicą. Zresztą zasadę tę stosuje większość zagranicznych polityków (a nawet dziennikarzy) np. francuskich czy niemieckich. Trudno usłyszeć od nich publiczne słowa krytyki pod adresem własnego rządu, nawet jeżeli są w opozycji (no, może poza skrajną prawicą w stylu Le Pen).

Do niedawna PO kryła się za plecami zagranicznych eurodeputowanych. W styczniu, podczas debaty z udziałem polskiej premier Beaty Szydło w imieniu grupy przemawiał Hiszpan. Platforma zapewniała wówczas, że nie chce krytykować Polski za granicą, przekonywała, że nie jest inicjatorką debaty. Dzisiaj maska opadła.

Lewandowski chciał wyraźnie wyjść z cienia, nie bacząc na interes Polski. Ponieważ zazwyczaj w imieniu grupy politycznej podczas debat przemawia jej przewodniczący albo wiceprzewodniczący, a Lewandowski nie pełni żadnej z tych funkcji, oznacza to, że musiał (przy pomocy grupy wiernych eurodeputowanych PO) postarać się, aby go wybrali chadecy. Manfred Weber (przewodniczący EPP) nie miał nic przeciwko temu, był zachwycony, bo nie musiał się przygotowywać - powiedział mi jeden z zagranicznych współpracowników grupy chadeckiej.

Lewandowski przekonywał, że to nie jest debata przeciwko Polsce, ale o nadużyciach władzy. Może rzeczywiście debata mówiła również o pewnych nadużyciach władzy (np. w sprawie TK), ale nie zmienia to faktu, że Lewandowski ustawił się w szeregu z tymi, którzy tylko czekają na to, żeby z różnych powodów zaatakować Polskę.

Trzeba być naiwnym, żeby sądzić, że zagraniczni eurodeputowani rzeczywiście niepokoją się sytuacją w Polsce. Mają raczej okazję, żeby skrytykować nasz kraj, bo tak naprawdę to ich Polska drażni, bo jest duża, bo popiera sankcje wobec Rosji, bo jest konkurencyjna na rynku pracy itp. Drażni także światopoglądowo. Lewandowski dał im wsparcie, chociaż sam nie miał nawet całkowitego poparcia wewnątrz własnej delegacji PO (nie mówiąc już o wszystkich polskich eurodeputowanych).

Bogusław Liberadzki z niechęcią patrzył na tę polsko-polską debatę na europejskim forum. To coming out PO - powiedział ironicznie. Taka debata raczej nie wzmacnia reputacji Polski - mówił. W dodatku pustki na sali w PE podczas debaty zaprzeczyły głównej tezie Lewandowskiego o zainteresowaniu i zaniepokojeniu Zachodu sytuacją w Polsce.

(mpw)