Francja i Niemcy porozumiały się, żeby wspólnie naciskać na Polskę w kwestii praworządności i solidarności w przyjmowaniu uchodźców. Nieoficjalnie unijni dyplomaci potwierdzają, że „Berlin i Paryż podzieliły się rolami”.

Polskie władze mają poważne powody do niepokoju. Nie jest jasne, w jakim stopniu Niemcy rezygnują ze swojej dotychczasowej polityki wspierania naszego kraju "za wszelką cenę".

Niemcy i Francja idą ręka w rękę. Prezydent Francji i kanclerz Niemiec wystąpili po zakończeniu szczytu UE w Brukseli na wspólnej konferencji prasowej. Ogłaszaniu wspólnych inicjatyw nie było końca. Trudno było dopatrzeć się jakiś rozbieżności - również w ocenie postawy krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Do tej pory Niemcy wypowiadały się bardziej powściągliwie w sprawie Polski głównie ze względów historycznych, ale i ekonomicznych. Tym razem kanclerz Angela Merkel aż dwukrotnie w ciągu szczytu poparła prezydenta Francji Emmanuela Macrona, który ostro i otwarcie skrytykował nasz region za nieprzestrzeganie europejskich wartości i brak solidarności (oskarżył nawet o zdradę Europy, którą nasz region wg niego traktuje jak supermarket).

Zgadzam się z tym - mówiła Merkel - jesteśmy wspólnotą wartości. (...) Komisja Europejska się tym zajmuje (kwestią praworządności - przyp. red.), popieram KE, która mówi, że trzeba wdrażać państwo prawa. W tym kontekście jest ważne, że Macron znowu to podkreśla. To też pokazuje, że w tej sprawie jest identyczne podejście Francji i Niemiec - podkreśliła.

W UE często się zdarza, że kraj, który nie może czegoś powiedzieć "na głos", chowa się za plecami innego. Tak było w tym wypadku. My nie możemy zbyt otwarcie krytykować Wyszehradu z wiadomych względów, ale dobrze, że robi to Macron. My możemy za to uderzać w Grecję - słychać po stronie niemieckiej. 

Z kolei Macron przejął niemiecka retorykę w sprawach migracji, która do tej pory nie była dla niego aż tak ważna. Tego oczekuje od niego Berlin.

Przyjmowanie uchodźców to nasz obowiązek. To sprawa honoru - mówił Macron. Jeżeli kraje w kwestiach migracji, w kwestiach naszych wartości podejmują decyzje niezgodne z zasadami, uzasadniające rozpoczęcie procedury sankcji (w sprawie obowiązkowej relokacji uchodźców - przyp. red.), to trzeba wziąć za to odpowiedzialność - grzmiał.

Prezydent Francji tłumaczył, że jego metoda działania jest dwustopniowa. Najpierw "szczerze w spotkaniach dwustronnych" rozmawia z przywódcami krajów o spornych kwestiach. Jeżeli nie ma rezultatu, mówi o tym publicznie.

Nieoficjalnie francuscy dyplomaci informują, że Macron tę zasadę zastosował także do Polski. Najpierw - rozmawiał "w cztery oczy" z prezydentem RP Andrzejem Dudą podczas szczytu NATO w Brukseli. Dopiero potem udzielił wypowiedzi prasowych, w których mówił o traktowaniu UE jak supermarketu. Merkel poparła tę metodę.

Czy Berlin będzie chciał wykorzystać francusko-niemiecki tandem, by ograniczyć przyszły budżet UE i pieniądze dla Polski? Czy to porozumienie Berlina i Paryża może doprowadzić do upokorzenia Polski i przegłosowania w kwestii stałego mechanizmu relokacji uchodźców? Czy Berlin gotowy jest na taki kryzys w Europie, który może nieodwracalnie podzielić Unię? To są pytania, które z pewnością muszą sobie stawiać polskie władze.