Drzemie w ciemności, jakby ktoś wyciągnął wtyczkę z kontaktu - Kijów - trzymilionowe miasto. Dostaje kilka godzin prądu dziennie. Niewiele, ale wystarczy, żeby zrobić pranie i naładować komórkę. A przez środek tego mroku płynie rzeka. Majestatyczna i mroczna. Obok pełzną wężykiem samochody z migoczącymi reflektorami. Są jak robaczki świętojańskie. Wieczorem to w mieście jedyne oświetlenie. Gdzieniegdzie błyśnie płomyk zapalnego papierosa. Czasami ktoś włączy wojskową latarkę. Wszystko wydaje się ponure i szare – oto najnowsze dzieło niszczyciela z Kremla. Jeszcze rok temu o tej porze Kijów przypominał piramidę światła. Tonął w pulsujących witrynach sklepów i neonowych reklamach. Mruczały uliczne latarnie. Dziś przypomina opuszczoną osadę na krawędzi Ziemi.

A we wszystkich tych domach ludzie. Czytają przy świeczkach książki i kładą się spać wcześniej niż zwykle. Od końca lutego nie czekali z takim utęsknieniem na pierwsze promyki wschodzącego słońca. Ale nie tracą ducha - w końcu to tylko przerwa w dostawie prądu. Lepsze to niż rakiety spadające z nieba czy metaliczne grzechotanie karabinów na ulicach. A jeśli w środku nocy odezwie się syrena, do schronu trafią z zamkniętymi oczami - przecież od początku wojny robili to setki razy. Pomagają więc dzieciom odrabiać zadania domowe i rozmawiają szeptem na klatkach schodowych. A jeśli zabraknie świec, pożyczą je od sąsiadów, jak kiedyś sól czy cukier. Oddadzą tak szybko, jak tylko będzie to możliwe, bo towar deficytowy. Oto ukraińskie ciemności - rosyjska plaga z opowieści niebiblijnych. 

Rozmawiałem wczoraj z młodym człowiekiem. Przekonywał mnie, że Ukraina powinna dążyć do negocjacji pokojowych. Jest przekonany, że pomagając jej, Zachód przedłuża wojnę. Dąży do zmiany reżimu w Moskwie, a to jest niebezpieczną strategią. Już w pierwszej chwili chciałem mu przerwać, jednak w porę się zatrzymałem. "Mów dalej - wtrąciłem tylko - naprawdę chcę wiedzieć, co myślisz". Przyznał więc, że boi się wojny nuklearnej. Kiedy wypowiadał te słowa, wyczułem w jego głosie nerwowe drżenie. Moje pokolenie cały czas żyło z takim zagrożeniem. Ale błędem w takich rozmowach jest przeciwstawianie jednego strachu drugiemu. Wysłuchałem więc mojego rozmówcy do końca, nie przerywając mu ani razu. Wyraziłem swoje zdanie i pozwoliłem mu się mylić. 

Tylko Ukraińcy mają prawo podjąć decyzję o ewentualnych negocjacjach. Mówiąc, że Kijów gotowy jest do rozmów - ale nie z Putinem - dali Rosjanom wyraźny sygnał. Czy dotarł gdziekolwiek, to już zupełnie inna sprawa. Jeśli oczyszczą Kreml z wampirów, rozmowy będą możliwe. Ale nie da się negocjować, gdy o zmroku - którego obecnie w Ukrainie nie brakuje - wychodzą na żer, żeby zaspokoić żądze. Zachód dostarcza obrońcom osikowe kołki. Nikt jeszcze nie wymyślił lepszej metody walki z wampirami. Możemy rozmawiać o rodzaju drewna, z jakiego są robione, o sposobach ich ostrzenia i transportu. Ale nie wolno Ukraińcom odmawiać prawa zabijania żywych trupów, które palą ich ziemię i zjadają dzieci. Z wampirem trudno się negocjuje. Na szczęście wampiry boją się światła.