Ciała bezbronnych cywilów, w tym dzieci, leżące na ulicach. Teatr, który miał być schronieniem dla matek z dziećmi, a stał się ich grobem. Zbombardowane cywilne bloki, pod gruzami których żywcem pochowani zostali ludzie. Setki masowych grobów. Bucza, Irpień, Mariupol, Borodzianka, Izium. Te nazwy ukraińskich miejscowości przejdą do historii. To tam rosyjscy żołnierze z zimną krwią zabijali bezbronnych ludzi. W rocznicę inwazji Rosji na Ukrainę przypominamy listę tych zbrodni.

Bucza

1 kwietnia ubiegłego roku światem wstrząsnęły informacje o tym, co wydarzyło się w Buczy. Ta podkijowska miejscowość była okupowana przez wojska rosyjskie przez 33 dni. Po wycofaniu się Rosjan, międzynarodowa opinia publiczna dowiedziała się o zbrodniach, których Rosjanie dopuścili się na cywilnych mieszkańcach. 

Ukraińskie władze i dziennikarze opublikowali wstrząsające zdjęcia i nagrania z przedmieść Kijowa, z których wyparto rosyjskie wojska. Widać było na nich olbrzymie zniszczenia i liczne ciała ofiar, leżące na ulicach bez broni i w cywilnych ubraniach.

Na zdjęcia satelitarnych zrobionych przez firmę Maxar Technologies widać było natomiast masowy grób wykopany w pobliżu cerkwi w Buczy. Pierwsze ofiary zostały w nim pochowane 10 marca. Trzy tygodnie później grób ten miał już 14 metrów długości.

W Buczy znaleziono w sumie 458 ciał cywilów, w tym 9 dzieci. Jak ustalono, 50 Ukraińców zginęło w trakcie jednej tylko egzekucji.

Kiedy ukraińskie oddziały wkraczały do miasta, niektóre ciała wciąż leżały na ulicach, inne pochowano w zbiorowych mogiłach.

Ofiary miały związane na plecach ręce i rany po strzałach oddanych z bliskiej odległości. Inne były zmasakrowane i nadpalone. 

Odkryto piwnice, w których Rosjanie urządzili katownie. Śledczy zebrali też zeznania dziewcząt, nawet 14-letnich, które został zgwałcone przez rosyjskich oprawców.

Według mera Buczy Anatolija Fedoruka rosyjscy żołnierze zabijali cywilnych mieszkańców w Buczy celowo i stworzyli listy tych, których chcieli zabić

Fedoruk oświadczył, że miejscowi kolaboranci mogli pomóc Rosjanom zestawić listy, podając imiona i adresy.

Widziałem te listy. Nie były napisane własnoręcznie. Podyktował je ktoś z miejscowych. Mogło dojść do jakiejś kolaboracji. Tak więc oni (tj. żołnierze rosyjscy) zawczasu wiedzieli, do kogo idą, pod jaki adres, i co to za człowiek - powiedział mer.

Kijów oficjalnie powiadomił o masakrze Międzynarodowy Trybunał Karny. Kreml wciąż zaprzecza, by rosyjscy żołnierze mordowali cywilów w Buczy, a publikowane zdjęcia i filmy nazywa prowokacją.

Pod koniec grudnia "New York Times" odtworzył wydarzenia na tzw. drodze śmierci w Buczy - czyli na ul. Jabłońskiej. Właśnie na niej znaleziono ciała kilkudziesięciu cywilów. 

Według dziennikarzy, masakry w Buczy dokonali żołnierze 234. regimentu rosyjskiej armii. "New York Times" podkreśla, że działali świadomie i systematycznie - celem było zabezpieczenie trasy na Kijów. 

Rosyjscy żołnierze przesłuchiwali i zabijali wszystkich cywilów, którzy stanęli im na drodze - nawet rodziny z dziećmi. Dowodem są zdjęcia i filmy, przechwycone rozmowy telefoniczne i przez radio.

Rosjanie okradali swoje ofiary z telefonów komórkowych, robili im zdjęcia, a potem nawet dzwonili z tych samych aparatów do swoich domów, do swoich żon i dzieci - zaledwie kilka godzin po tym, jak strzelili właścicielowi telefonu w głowę. 

Irpień

Ciała zabitych leżące na ulicach, zniszczone domy, mosty, tory kolejowe, spalone i rozerwane na strzępy samochody - to wszystko widać było na nagraniu opublikowanym 30 marca przez ukraińskiego operatora Jurija Hruzinowa z Irpienia pod Kijowem. Miasto zostało niemal całkowicie zniszczone przez rosyjski ostrzał i walki.

Nagranie opublikowała agencja UNIAN. Porównała sytuację w mieście do "apokaliptycznej pustyni". 

60-tysięczny Irpień, położony na północny zachód od Kijowa, był ostrzeliwany przez Rosjan od pierwszych dni wojny. Agresor próbował z tego kierunku podejść pod stolicę. 

W Irpieniu na początku inwazji Rosjanie zabili w bestialski sposób blisko 300 cywilówByło siedem miejsc egzekucji - mówił w połowie kwietnia zastępca szefa wydziału śledczego ukraińskiej policji Serhij Pantelejiw.

Mer Irpienia Ołeksandr Markuszyn relacjonował natomiast, że Rosjanie rozstrzeliwali ludzi i rozjeżdżali zwłoki czołgami.

Są martwe kobiety i martwe dzieci na tych 30 proc. powierzchni (miasta), które były pod okupacją. Po wyzwoleniu nasi mieszkańcy powiedzieli mi, że okupanci zaczęli rozdzielać rodziny, mężczyźni zostali zabrani, a dzieci i kobiety zostały. Mężczyzn zabrano, żeby wymieniać ich na jeńców. Tych, którzy im się nie spodobali - to są fakty, są zeznania ludzi - rozstrzelano, tych, którzy nie chcieli być posłuszni, rozstrzelano. Zginęło dziecko, zginęło wielu mężczyzn - powiedział Markuszyn.

Byli jeszcze bardziej okrutni (...), kiedy po rozstrzelaniu rozjeżdżali ciała czołgami. Dopiero kiedy przegoniliśmy tę ohydę, mogliśmy zebrać ludzkie szczątki. Zdzieraliśmy ludzkie zwłoki z asfaltu łopatami - opisywał mer Irpienia.

Ówczesna ukraińska rzeczniczka praw człowieka Ludmyła Denisowa informowała na początku kwietnia, że w Irpieniu natrafiono na ciała dzieci ze śladami tortur i gwałtu"Zabite dzieci w wieku poniżej 10 lat ze śladami gwałtu i tortur znaleziono w mieście Irpień" - napisała wtedy rzeczniczka praw człowieka.

"Rosyjscy żołnierze gwałcili nawet dziesięcioletnie dziewczynki i znakowali ciała kobiet swastykami" - stwierdziła z kolei ukraińska deputowana Łesia Wasylenko. "Rosja. Rosjanie to zrobili. A wychowały ich rosyjskie matki. Naród niemoralnych przestępców" - napisała Wasylenko na Twitterze.

70 proc. miasta zostało zniszczone. Siły rosyjskie używały wobec cywilów zabronionej broni: min przeciwpiechotnych, pocisków moździerzowych oraz rakiet Iskander-M. 

Borodzianka

Jedną z najbardziej zniszczonych miejscowości w obwodzie kijowskim była Borodzianka - miasteczko, w którym przed wojną mieszkało 12 tys. osób. Rosyjska okupacja trwała tam pięć tygodni. Gdy ukraińskie wojska odzyskały Borodziankę, na jaw wyszedł ogrom spustoszenia, którego dokonali tam Rosjanie. 

Na początku kwietnia doradca mera Borodzianki Anatolij Rudniczenko poinformował, że w mieście pod gruzami bloków zostało żywcem pogrzebanych około 200 osób.

Lokalne władze informowały, że na początku marca rosyjskie bombowce zrzuciły na Borodziankę ładunki o wadze 500 kg. W wyniku ataku zniszczono około dziesięciu bloków mieszkalnych. Ich mieszkańcy mieli wówczas ukrywać się w piwnicach. 

Choć bomby na bloki mieszkalne w Borodziance spadły 2 marca, rosyjscy żołnierze nie dopuszczali nikogo do zawalonych budynków. Akcja poszukiwawcza mogła ruszyć dopiero, kiedy okupanci opuścili miasto.

Borodzianka to pierwsze miasto w naszym kraju, w którym Rosjanie zbombardowali ludność cywilną - stwierdził Rudniczenko.

Jak opowiadał w kwietniu portalowi Obozrevatel p.o. szefa borodziańskiej rady miejskiej Heorhij Jerko, Rosjanie rozstrzeliwali mieszkańców, ostrzeliwali budynki mieszkalne.

Pierwszego uderzenia lotniczego doznała właśnie nasza miejscowość. Zrzucono bomby na ośmiopiętrowe budynki. I te osoby, które znajdowały się w piwnicach, zostały pochowane żywcem. Od razu próbowaliśmy ich odkopać. Ogłoszono alarm przeciwlotniczy. Później znowu poszły kolumny, czołgi, transportery opancerzone - i strzelali do ludzi, próbujących dotrzeć do poszkodowanych. Zwracaliśmy się do nich pisemnie - nie pozwolili odkopywać - opowiadał Jerko.

Po wyzwoleniu miasteczka ówczesny minister spraw wewnętrznych Ukrainy Denys Monastyrski (zginął w katastrofie śmigłowca w Browarach 18 stycznia tego roku) podkreślił, że to, co się działo w Borodziance, "to kolejny dowód na rosyjskie zbrodnie przeciwko ludzkości".

Miejscowi opowiadają, jak samoloty przylatywały w pierwszych dniach wojny i wystrzeliwały rakiety w ich domy z niskich wysokości - relacjonował wtedy Monastyrski. Podkreślał też, że ratownicy potrzebowali tygodnia na rozbiórkę tylko jednego zniszczonego wieżowca. W tym czasie Rosjanie ostrzeliwali ich i sprzęt ratowniczy.

Ratownicy wrócili następnego dnia i wznowili odkopywanie. I udało się uratować tych ludzi, którzy byli pod tymi blokadami... Jednak ratownicy zostali ponownie ostrzelani i potem nie mieli dostępu do tego miejsca - mówił wtedy minister.

Prokurator generalna Ukrainy Iryna Wenediktowa informowała na początku kwietnia, że na celowniku wojsk rosyjskich w tym mieście była tylko ludność cywilna, gdyż w Borodziance nie ma obiektów wojskowychWróg zdradziecko ostrzeliwał infrastrukturę mieszkalną wieczorami, kiedy w domach było najwięcej ludzi - stwierdziła Wenediktowa.

Zaraz po wyzwoleniu miasta Borodziankę odwiedził również reporter RMF FM Mateusz ChłystunW tumanach kurzu przerzucanego gruzu stoi kilkadziesiąt osób. Wpatrują się w gruzowisko - relacjonował na naszej antenie.

Rozpacz i żal. Ludzie zginęli. Mieszkali tu sobie i nagle coś przyleciało, a ich nie ma. Wielki żal... - mówili Chłystunowi ratownicy, którzy wydobywali ciała spod gruzów zawalonych budynków.

Mariupol

16 marca na budynek Teatru Dramatycznego w Mariupolu wojska rosyjskie zrzuciły potężną bombę. Na placu przed budynkiem znajdowały się napisy "dzieci", które miały informować, że w teatrze przebywa ludność cywilna. Ukrywały się tam przed ostrzałami setki osób, w tym matki z dziećmi. Według różnych szacunków zginęło od 600 do 800 osób.

Świadkowie, którzy przeżyli atak, w rozmowie z Associated Press opisywali, że cały budynek był zasłany ciałami i uciekając musieli przedzierać się przez zabitych oraz konających.

Budynek został całkowicie zniszczony. Ludzie zostali uwięzieni pod gruzami. Ponieważ trwał ostrzał, nie było żadnej możliwości dotarcia do poszkodowanych.

19 maja doradca mera Mariupola Petro Andriuszczenko poinformował, że okupacyjne władze Mariupola, starając się ukryć tę zbrodnię, wywiozły ciała cywilów zamordowanych w budynku teatru i pochowały je w masowych grobach w miejscowości Stary Krym.

Na początku sierpnia Centrum Komunikacji Strategicznej Sił Zbrojnych Ukrainy przekazało, że rosyjskie okupacyjne władze w Mariupolu rozkazały, by nie wydobywać zwłok ofiar bombardowania, tylko "po cichu" zalewać je betonem

"Okupanci w mariupolskim Teatrze Dramatycznym zalewają betonem ciała zabitych, a woń zwłok próbują zniwelować chlorem" - napisało wtedy centrum.

"Tam, gdzie jest wiele trupów, trzeba (dać) chlor i dopiero potem beton, bo jak po prostu zabetonuje się trupy, to odór jakoś przedziera się nawet przez grubą warstwę betonu" - mówili proszący o anonimowość mieszkańcy, cytowani przez Centrum Komunikacji Strategicznej ukraińskiej armii.

Według nich budowlańcy dali polecenie, by "nie robić hałasu i nie wyciągać zwłok, tylko po cichu zabetonowywać".

Leżący w granicach obwodu donieckiego Mariupol był celem licznych ataków prorosyjskich separatystów od 2014 roku. Żołnierze Federacji Rosyjskiej zaatakowali go 24 lutego, po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę. Miasto zostało oblężone i było regularnie bombardowane. Władze wielokrotnie mówiły, że ma tu miejsce katastrofa humanitarna, brakowało bowiem żywności, wody i prądu. Większość budynków mieszkalnych została zniszczona lub uszkodzona. Problemy były także z ewakuacją cywilów.

Rosjanie zdobyli Mariupol w drugiej połowie maja, gdy ostatni żołnierze broniący zakładów Azowstal się poddali. Wojskowi zostali przewiezieni do kolonii karnej na terenach kontrolowanych przez separatystów, część trafiła natomiast do Rosji. Dowódców obrońców przetransportowano do Moskwy.

Według Kijowa, w wyniku rosyjskich ataków w Mariupolu zginęło nawet 20 tysięcy osób. 

Izium

16 września władze ukraińskie odkryły miejsce zbiorowego pochówku ofiar cywilnych pod Iziumem. Znaleziono 450 grobów. 

Niektóre groby pod Iziumem były podpisane, inne - ponumerowane. Media ukraińskie przekazały, że znajdował się tam też zbiorowy grób ukraińskich żołnierzy. Na części ciał widać było ślady tortur, niektóre z nich miały związane ręce.

"Rosja zabija Ukraińców całymi rodzinami. Izium. Ołesia, 6 lat. Zabita przez rosyjskich terrorystów. Obok pochowani są jej rodzice" - napisał wtedy Andrij Jermak w Telegramie, publikując zdjęcia grobów z lasu pod Iziumem.

Liczący przed wojną 50 tys. mieszkańców Izium znalazł się pod okupacją rosyjską w kwietniu. Trwała ona pięć miesięcy.