1,4 mln osób - tyle protestowało w całych Niemczech w weekendowych manifestacjach przeciwko prawicowemu ekstremizmowi i rasizmowi. Takie szacunki podali organizatorzy protestów. Media informują o 300 tys. demonstrujących.

Prezydent Niemiec Frank Walter Steinmeier podziękował demonstrującym. W nagraniu wideo podkreślił, że manifestujący to osoby "zaangażowane na rzecz demokracji", broniące "republiki i konstytucji przed jej wrogami".

Dodał, że na ulice niemieckich miast wyszli "różni ludzie, połączeni jedną ideą". Wszyscy oni przeciwstawiają się teraz nienawiści do ludzi i prawicowemu ekstremizmowi. W przyszłości chcą nadal wspólnie żyć w wolności i przyjaźni - dodał prezydent. Zaznaczył, że "obecnie potrzebny jest sojusz wszystkich demokratów" - niezależnie, czy "mieszkają na wsi, czy w mieście, czy są młodzi, czy starzy, czy mają historię migracyjną, czy nie".

Demonstracja w Monachium odwołana z powodów bezpieczeństwa

Niedziela była kolejnym dniem wielotysięcznych protestów w niemieckich miastach - z szacunków mediów wynika, że przez weekend na ulice Kolonii, Bremy, Frankfurtu, Hanoweru, Kassel, Dortmundu, Giessen, Brunszwiku, Lubeki, Erfurtu i innych miast wyszło blisko 300 tys. osób. Organizatorzy mówią o 1,4 mln osób.

W niedzielne południe organizator demonstracji w Monachium odwołał wydarzenie ze względu na zbyt wielu chętnych. Jak potwierdził rzecznik monachijskiej policji, służby nie byłyby w stanie zapewnić bezpieczeństwa 80 tys. uczestników.

Reakcja na spotkanie ws. przymusowej remigracji

Powód ogólnoniemieckich demonstracji to niedawne nagłośnienie spotkania prawicowych ekstremistów i przedstawicieli partii AfD w Poczdamie. Tematem rozmów miała być kwestia tzw. reemigracji, czyli - w rozumieniu skrajnej prawicy - odsyłania z kraju imigrantów, także pod przymusem.

Portal śledczy Correctiv poinformował o spotkaniu w Poczdamie w listopadzie 2023 r., "na którym miano omawiać radykalne tezy dotyczące polityki migracyjnej".

Wśród uczestników znalazło się kilku polityków AfD, takich jak Roland Hartwig, doradca przewodniczącej partii Alice Weidel oraz przewodniczący okręgu AfD w Poczdamie Tim Krause. Obecnych było również dwóch członków CDU.

Martin Sellner z prawicowego, ekstremistycznego Ruchu Tożsamości (Identitaere Bewegung, IB) w Austrii "przedstawił pomysły na to, jak skłonić więcej obcokrajowców do opuszczenia Niemiec i jak zmusić do asymilacji osoby z historią imigracyjną".

AfD wyjaśniła, że nie było to spotkanie partyjne.

Według Correctiv, dyskusję zdominowały plany masowej "remigracji" obcokrajowców, także tych, którzy mają już niemieckie obywatelstwo. Planowano m.in. przymusową deportację ok. 2 mln osób do Afryki Północnej.

W liście do brytyjskiego "Guardiana" Martin Sellner potwierdził, że brał udział w tym spotkaniu i przedstawił na nim pomysł "remigracji". Jak twierdził, nie był to jednak żaden tajny plan, a jego słowa zostały wyjęte z kontekstu. Według niego, dał jasno do zrozumienia, że nie można różnicować żadnych obywateli Niemiec, nie można tworzyć drugiej kategorii tych obywateli, a remigracja musi być legalna. "Remigracja zakłada nie tylko deportację, ale także presję do asymilacji" - stwierdził.

Według sondaży skrajnie prawicowa AfD cieszy się największym poparciem w pięciu wschodnich landach Niemiec. W trzech z nich w tym roku odbędą się wybory.