Europosłowie i pracownicy Parlamentu Europejskiego zjawili się w poniedziałek w swoim miejscu pracy z pewnym opóźnieniem. Zamiast jechać do Strasburga, pociąg zboczył z trasy i skierował się w stronę... Disneylandu. Niektórzy uznali, że incydent jest zabawny, ale nie brakuje takich, którzy dostrzegają w nim pewną symbolikę.

Między Brukselą i Strasburgiem kursuje specjalny pociąg przewożący pracowników PE. W poniedziałek wyruszył do stolicy Alzacji, wioząc europarlamentarzystów na sesję plenarną. Pociąg pomylił jednak trasę, skręcił w złym kierunku i zamiast do Strasburga dojechał do Disneylandu pod Paryżem.

W środku jechały setki europosłów, urzędników i pracowników Parlamentu Europejskiego, którzy ostatecznie musieli zatrzymać się na krótko w podparyskim parku rozrywki.

Jak poinformowano, po odjeździe ze stacji Bruksela Midi pociąg dotarł na lotnisko Charles de Gaulle w Paryżu, skąd skierował się do Marne la Vallée Chessy, gdzie znajduje się Disneyland. Pomyłka, jak podaje portal Politico, spowodowała 45-minutowe opóźnienie.

Co miesiąc PE czarteruje pociągi wyłącznie dla europosłów i urzędników UE, aby przewozić ich między dwiema siedzibami w Brukseli i Strasburgu.

"Drużyna Disneylandu" - napisała holenderska eurodeputowana Samira Rafaela

"NIE jesteśmy parlamentem Myszki Miki" - oznajmił w internecie niemiecki europoseł Daniel Freund.

Chociaż incydent wywołał dużo żartobliwych komentarzy, części obserwatorów nie jest do śmiechu. "Wizerunek Parlamentu Europejskiego jako obwoźnego cyrku staje się z godziny na godzinę coraz bardziej realny" - skomentował profesor prawa unijnego Alberto Alemano cytowany przez "Politico".