Uliczne kamery nie mają wpływu na stopień przestępczości - to wniosek płynący z raportu, wykonanego na zlecenie walijskiej policji. Brytyjskie media przypominają, że przeciętny mieszkaniec kraju rejestrowany jest przez uliczne kamery nawet 300 razy dziennie.

Obrońcy swobód obywatelskich nazywają kamery "okiem Wielkiego Brata". Teraz, ku ich zadowoleniu, wyniki niezależnego raportu potwierdziły, że taka inwigilacja wcale nie działa prewencyjnie.

Policja w Walii postanowiła zatem zrezygnować z monitorowania ulicznych kamer. Będzie to robić tylko do kwietnia przyszłego roku. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze zostaną wykorzystane na zwiększenie ulicznych patroli. Zatrudnionych ma zostać dodatkowo również 30 policjantów.

Zdaniem przedstawicielki organizacji stojącej na straży praw obywatelskich, związek ilości ulicznych kamer z poziomem przestępczości zawsze był mitem. Jak podkreśla, teraz konieczne będzie wprowadzenie zmian w prawie, które regulować będą stosowanie nowoczesnych technologii w przyszłej inwigilacji społeczeństwa.

Wyniki raportu wskazują również, że także tylko jedno na 100 policyjnych dochodzeń wykorzystuje nagrania z publicznej sieci kamer przemysłowych. Zapis z monitoringu prywatnego wykorzystywany jest w 2 proc. przypadków. Większość nagrań jest zbyt słabej jakości technicznej, by stać się dowodami rzeczowymi w sądzie.

Decyzję o zaprzestaniu monitorowania kamer podjęto na razie tylko w części Walii. Niewykluczone jednak, że śladem policjantów z Dyfed-Powys pójdzie reszta służb Walii i Anglii.

(abs)