20 lat temu młody niemiecki pilot Mathias Rust niewielkim sportowym samolotem przeleciał z Finlandii nad Związkiem Radzieckim, od Estonii aż do centrum Moskwy. Wylądował na moście, tuż obok Placu Czerwonego, w pobliżu Kremla.

Wtedy całkowicie zaspała obrona przeciwlotnicza. Dziś rosyjscy generałowie zapewniają, że teraz, po atakach z 11 września 2001 roku, intruz zostałby zmuszony do lądowania daleko od Moskwy lub zestrzelony. Ale tak samo mówili 20 lat temu.

Nie ma dzisiaj systemu obrony przeciwlotniczej. Została rozmontowana. Można lecieć, gdzie się chce i nikt tego nie zauważy, ani nie zestrzeli intruza - mówi z goryczą generał Siergiej Mielnikow, który 20 lat temu dyżurował w centralnym punkcie dowodzenia.

Po tym incydencie władze ZSRR zdymisjonowały ministra obrony Siergieja Sokołowa i dowódcę obrony przeciwlotniczej Aleksandra Kołdunowa – z armii wyleciało w sumie trzech marszałków i 300 wysokich oficerów.

Sam Mathias Rust został aresztowany przez KGB. Zarzucono mu między innymi: chuligaństwo, złamanie prawa lotniczego oraz nielegalne przekroczenie granicy ZSRR. Został skazany na 4 lata w obozie pracy. W moskiewskim więzieniu Lefortowo spędził 432 dni i został zwolniony warunkowo. 3 sierpnia 1988 roku wrócił do Niemiec.