Na ciało natrafił rano niemiecki statek turystyczny „Brygitte”. Jak jednak poinformowało centrum Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni, nie ma pewności, że to zaginiony nurek. Sprawą zajęła się świnoujska policja.

Na Bałtyku, na niemieckich wodach terytorialnych, znaleziono ciało nurka, który dwa tygodnie temu zaginął podczas penetracji wraku promu "Jan Heweliusz". Tożsamość mężczyzny potwierdziła rodzina.

Ciało mężczyzny wydobyli z wraku polscy płetwonurkowie, którzy szukali zaginionego na prośbę rodziny. Grupa nurków wynajęła w tym celu niemiecki statek, ale nie wiem, czy był to statek turystyczny - tłumaczy szef świnoujskiej prokuratury Włodzimierz Cetner.

Wcześniej w centrum Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Gdyni poinformowano, że na ciało natrafił niemiecki statek turystyczny "Brigitte", nie było też pewności, czy rzeczywiście chodzi o zaginionego nurka.

Do wypadku doszło w sobotę 19 września. Członkowie wyprawy nurkowali w parach. Gdy zeszli do maszynowni, po jakimś czasie wynurzył się tylko jeden z nich i zaalarmował kolegów. Pod wodę zeszli pozostali nurkowie, którzy szukali zaginionego ponad godzinę. Gdy poszukiwania nie przyniosły rezultatu, wrócili do jednostki, którą przypłynęli do Świnoujścia.

Sprawę bada świnoujska policja. Z przesłuchań uczestników feralnej wyprawa wynika, że dwaj nurkowie, z których jeden zaginął, wbrew zakazowi wpłynęli do wnętrza wraku, choć mieli świadomość, że jest to niebezpieczne. Wszyscy uczestnicy wyprawy byli trzeźwi. Zaginiony 42-letni płetwonurek od sześciu lat uprawiał ten sport. Pochodzi z okolic Stargardu Szczecińskiego.

Prom "Jan Heweliusz" zatonął podczas sztormu 14 stycznia 1993 r. na Bałtyku, 20 mil morskich od wybrzeży niemieckiej wyspy Rugia. Zginęło 55 osób. Wrak promu znajduje się na głębokości około 30 metrów i jest często odwiedzany przez nurków. To jeden z najbardziej niebezpiecznych dla żeglugi wraków leżących na dnie Bałtyku.