Już za kilka dni historycy zajrzą do teczek, które przez dziesiątki lat były jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic PRL. Zawierały one dane o przechowywanej w Polsce radzieckiej broni atomowej.

Od końca lat 60. do koperty o kryptonimie „Wisła” zaglądali tylko najwyżsi rangą generałowie. Gen. Jerzy Skalski, dowódca Warszawskiego Okręgu Wojskowego, mówił np., że w kopercie znajdowało się cyfrowe hasło. Gen Florian Siwicki, szef sztabu generalnego LWP i minister obrony narodowej, opowiadał, że była tam opisana procedura i miejsca uzbrajania polskich żołnierzy w broń atomową.

Miała ona był przekazana na sygnał z naczelnego dowództwa wojsk Układu Warszawskiego. Tak głowice jądrowe do wyrzutni rakiet, jak również bomby lotnicze - mówił Paweł Piotrowski z IPN. Historyk wkrótce dokładnie przestudiuje materiały o kryptonimie „Wisła”.

Rosjanie w trzech miejscach w Polsce przechowywali broń jądrową. Takie tajemnicze składy znajdowały się m.in. w okolicach Bornego Sulinowa. Miejsce to odwiedził reporter RMF FM Marcin Friedrich. Tu po obu stronach ścieżki znajdowały się stanowiska dla wozów pancernych, betonowe schrony dla obsługi karabinów i okopy - opisuje. Nieco dalej dwa potężne podziemne magazyny.

Teraz wejście do nich jest zasypane ziemią i odpowiednio zabezpieczone. Taki podziemny magazyn składał się z 4 długich hal. To są tzw. sypialnie alarmowe, tzw. komory do dezaktywizacji, toalety czy wentylatory – opowiada przewodnik po tych terenach Andrzej Michalak.

Dziś stoją puste, rozkradzione, zdewastowane. To już tylko wspomnienie tego, o czym nie tak dawno nie można było nawet pomyśleć.